Partia Kaczyńskiego przez lata miała opinię sekty skromnisiów. Bez mała abnegatów. Nieżyczliwi widzieli w tym purytanizmie prezesa i jego otoczenia dowód na oderwanie od rzeczywistości (ileż było śmiechu z tego, że Jarosław Kaczyński nie ma konta w banku). Dla wielu stanowiło to jednak ważną część pisowskiego seksapilu.
Z pozycji surowego mnicha dało się przecież znakomicie (i celnie) punktować afery gospodarcze III RP i snuć tezy o patologicznym układzie biznesowo-postkomunistycznym. A także budować most porozumienia z wykluczonymi z transformacyjnego sukcesu obywatelami RP.
Premier Morawiecki zapowiada wielki post
A potem przyszło przejęcie władzy w roku 2015 roku. I niby było wiadomo, że po wkroczeniu do krainy doczesnych uciech trudno będzie utrzymać sukienkę mnicha na miejscu. Ale tempo zaskoczyło chyba nawet sam obóz dobrej zmiany. Sygnały pojawiały się niemal od początku. A to doniesienia o bachanaliach na bankiecie za pieniądze spółek skarbu państwa na Forum Ekonomicznym w Krynicy, przebijające wszystko, co robili poprzednicy, nawet ci, którym nie były obce wizyty w Sowie i Przyjaciołach. A to znów ekscesy współpracowników Antoniego Macierewicza z użyciem służbowej karty kredytowej. Ostatnio zaś afera premiowa z udziałem członków rządu Beaty Szydło. Czyli premie roczne w przedziale od 65 do 82 tys. złotych na głowę. To była mania! Szastanie publicznymi pieniędzmi na prawo i lewo. Bez oglądania się na nikogo i na nic. I co nam, k..., zrobicie?!
Teraz zaś staje przed nami premier Morawiecki w worze pokutnym i zapowiada wielki post. Mówi na specjalnej konferencji pod nazwą #SprawnePaństwo, że będą redukcje wśród wiceministrów i pracowników ministerstw (o 25 proc.