Jak bezboleśnie paść na kolana? Ugiąć się przed „zagranicą” i pokazać to elektoratowi jako sukces? PiS w zeszłym tygodniu podjął się rozwiązania tej kwadratury koła, ogłaszając trzy prawne inicjatywy. Jedna dotyczy tzw. reformy sądownictwa, druga – publikacji nieopublikowanych wyroków Trybunału Konstytucyjnego, trzecia – nowelizacji ustawy o IPN, którą wprowadzono przestępstwo pomawiania narodu polskiego o zbrodnie.
PiS przywrócił mechanizm sprzed „reformy” sądownictwa: minister sprawiedliwości nie może odwołać prezesa sądu bez opinii kolegium sądu i nie może tego zrobić, jeśli sprzeciwi się Krajowa Rada Sądownictwa. Tyle że ten mechanizm, który chronił przedtem niezależność sądów, dziś – po wybraniu nowej, pisowskiej KRS – nie ma żadnego znaczenia. KRS, jak przedtem TK, przestała być zdolna do wypełniania swojej konstytucyjnej roli.
Dalej: PiS powierza prezydentowi, a nie ministrowi sprawiedliwości, decydowanie, czy sędzia może orzekać po osiągnięciu wieku stanu spoczynku. Z punktu widzenia zasady podziału władz i niezależności sądów to żadna różnica, bo i prezydent, i minister to władza wykonawcza.
Kolejna zmiana to zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn sędziów. To już ma realny skutek: odbiera Komisji Europejskiej możliwość zaskarżenia polskiej „reformy” sądownictwa do Trybunału Sprawiedliwości UE jako sprzecznej z unijnym zakazem dyskryminacji w zatrudnieniu ze względu na płeć. Punkt dla PiS.
Natomiast kuriozum jest ustawa o opublikowaniu trzech nieopublikowanych dotąd wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa stanowi, że są one nieważne i ich publikacja nie ma prawnego znaczenia. To chyba jedyna taka ustawa na świecie! PiS mówi: skoro Unia postawiła w ramach procedury ochrony praworządności warunek, by wyroki opublikować – to naści, niech ma.