Moja żona, pierwsza czytelniczka i wymagająca recenzentka moich felietonów, zwróciła mi uwagę, że piszę nazbyt poważnie. „Ludzie mają dość solennych tekstów, wnikliwych rozważań, dzielenia włosa na czworo – zwłaszcza w obecnej, mocno stresującej sytuacji potrzebują odprężenia i uśmiechu. Bierz przykład z Passenta: pisze o ważnych sprawach, ale jakoś tak z przymrużeniem oka, nawet zabawnie”. Wiśta wio, łatwo powiedzieć – jak zwykł mawiać Andrzej Talar, bohater serialu „Dom”. To tak, jakby ktoś początkującemu skoczkowi następująco doradzał, jak zostać mistrzem: przyjrzyj się Stochowi i po prostu rób to, co on. No, ale nie mam wyjścia – żona locuta, causa finita.
Rozejrzałem się więc co nieco po okrążającej nas coraz bardziej rzeczywistości i stwierdziłem, że istotnie tu i ówdzie zdarza się coś, co rozbawia nas do łez. Weźmy np. nową Krajową Radę Ziobrownictwa, przepraszam: Sądownictwa. Agata Łukaszewicz z „Rzeczpospolitej” przeprowadziła serię rozmów z sędziami-członkami wspomnianej Rady. Lektura tych wypowiedzi upewnia nas, że do KRZ (przepraszam: KRS) nie trafili jacyś ponuracy, ale ludzie dowcipni, o nienachalnie rygorystycznym stosunku do prawa. Oto nowy członek Rady, p. sędzia Dudzicz, o ewidentnie niekonstytucyjnym przerwaniu kadencji Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego mówi tak: „To konsekwencja obniżenia wieku emerytalnego”. Tym samym p. sędzia stwierdza, że zwykła ustawa o wieku emerytalnym jest ważniejsza niż jasny i oczywisty przepis konstytucji. Rozumiem, że jeśli Sejm w celu usunięcia większości sędziów (a konstytucyjnie są nieusuwalni!) uchwali dla nich wiek emerytalny np. 50 lat, to p. sędzia Dudzicz taką czystkę uzna za „konsekwencję obniżenia wieku emerytalnego”. Bardzo śmieszne.