Martyna Bunda
27 marca 2018
Polskie strategie przetrwania na trudne czasy
Piramida zwierząt (czyli kogut górą)
Szukając rozrywki przy świątecznym stole, udekorowanym kogucikami, zajączkami, z barankiem pomiędzy, można by zadać pytanie, w jakie role wchodzimy my sami: kogutów, zajęcy czy baranów? A potem, już serio, zastanowić się nad konsekwencjami.
Baranek, kogucik i zajączek. Są z różnych tradycji. Reprezentują raz głębokie, chrześcijańskie symbole – jak Baranek Boży i zmartwychwstanie – innym razem całkiem błahe skojarzenia z wiosną i prezentami dla dzieci – jak zając. W niejednym domu staną jednak w pełnej zgodzie obok siebie na świątecznym stole. A przy tych stołach zasiądziemy my. Przekonani, że wokół źle się dzieje, a za tempem zmian już nie sposób nadążyć. Zmęczeni. Po tych wszystkich transformacjach, globalizacjach, po wielu latach ciężkiej pracy, gdy to zostaliśmy rzuceni na zbyt głębokie wody, a teraz jeszcze uwikłaliśmy się w ostry podział polityczny.
Baranek, kogucik i zajączek. Są z różnych tradycji. Reprezentują raz głębokie, chrześcijańskie symbole – jak Baranek Boży i zmartwychwstanie – innym razem całkiem błahe skojarzenia z wiosną i prezentami dla dzieci – jak zając. W niejednym domu staną jednak w pełnej zgodzie obok siebie na świątecznym stole. A przy tych stołach zasiądziemy my. Przekonani, że wokół źle się dzieje, a za tempem zmian już nie sposób nadążyć. Zmęczeni. Po tych wszystkich transformacjach, globalizacjach, po wielu latach ciężkiej pracy, gdy to zostaliśmy rzuceni na zbyt głębokie wody, a teraz jeszcze uwikłaliśmy się w ostry podział polityczny. Mamy nienawiść w mediach, na ulicach – publiczne kłamstwa, że aż boli, ksenofobię, mizoginię, prymitywną brutalność przebraną za patriotyzm, mamy kolejne fundamentalizmy i odczuwalną już rosnącą nieufność współrodaków wobec wszystkich i wszystkiego. W dodatku historia znów stawia nas na zakręcie. Niebezpieczny konflikt Zachodu z Rosją, nieobliczalny Trump, nasze własne konflikty właściwie ze wszystkimi – z Żydami, Ukraińcami, z Ameryką, z Unią Europejską. Jeszcze ten tużprzedświąteczny spór nie spór o zaostrzenie prawa antyaborcyjnego, o sądy; za moment ruszą awantury smoleńskie. Próbujemy jakoś dać sobie radę z tą presją rzeczywistości, uporać się z niepokojem, oburzeniem, obrzydzeniem. Psychologowie mówią, że w sytuacjach konfliktu, kryzysu obieramy jedną z trzech typowych strategii: przystosowania, ucieczki albo walki. Próbujemy więc przetrwać „po baraniemu”, postępując według zasad nam narzuconych, raczej stadnych, trochę chłopskim zdrowym rozsądkiem się kierując, a trochę znajomością życia, która mówi, że wszystko w końcu mija. Albo też wzorem zająca próbujemy gdzieś się schować. Unikać wszystkiego, co wzmaga wewnętrzny dygot. Spotkań rodzinnych z inaczej myślącymi, telewizji (to koniecznie), nawet Facebooka. Uwagę i czas angażując na przykład w życie domowe, hobby. Napięcie – które i tak czasem się przebija – zające rozładowują powtarzaniem przy kolacji, że chyba już trzeba wyjeżdżać. Do Londynu. Może do Australii? Albo przynajmniej niech dzieci nie wracają… Jest i strategia trzecia, z pozoru najbardziej kosztowna: coś zrobić. Od kiedy wypaliła się energia ulicznych protestów (i tylko czarne marsze w obronie kobiet wypychają jeszcze ludzi z domów), kogut organizuje sprzeciw na własną rękę, na tyle, na ile to możliwe. Czasem tylko stroszy pióra, podpisuje petycje i odezwy, zaprasza znajomych do salonu na dyskusje o Polsce, podejmuje dyskusje w pracy. Ale czasem angażuje się naprawdę i na ostro. Baran Strategia na barana, który wie swoje i bierze na przeczekanie, wydaje się rozsądna. A na pewno najmniej ryzykowna. Jest też najpowszedniejsza. Pozwala przetrwać ciężkie czasy w przekonaniu, że dokonało się słusznego wyboru, nie tracąc niepotrzebnie energii na walkę, która i tak nie przyniesie efektów. Historycznie rzecz biorąc, oportunizm mamy dobrze przećwiczony: zabory, okupacja, wreszcie PRL, w którym większość Polaków jakoś tam się urządziła. Wiedziało się swoje, robiło się, co było trzeba, i człowiek żył. Ewentualne sentymenty do zrywów narodowych temperowała pamięć i umiejętność liczenia. Bo co zyskaliśmy dzięki powstaniu warszawskiemu? A ile straciliśmy? Co tak naprawdę symbolizuje pomnik Małego Powstańca – dziecka posłanego przez dorosłych na śmierć? Wybierający strategię barana zyskuje poczucie trafnej oceny sytuacji. Człowiek przeprowadził na chłodno rachunek zysków i strat i widzi, jak jest. W mieście X. jedną koleżankę wyrzucono z pracy w lokalnej telewizji, bo głośno dystansowała się wobec władzy, a inną, bo zaprosiła do szkoły organizację, która nie podobała się kuratorce oświaty z politycznego nadania. Dawni koledzy mówią, że kobiety przesadziły. Przecież mają dzieci, powinny trzymać się posad i przeczekać. Za to nikt nie ma za złe panu Y., który długo był bez pracy, że poszedł do regionalnej stacji w publicznej telewizji i tam robi propagandę dla rządu. Ciężkie czasy, a człowiek porządny. Trzeba żyć. W Warszawie, gdy Elżbieta Podleśna, współorganizatorka manifestacji w obronie kobiet, zapytała kamerzystów z TVP, dlaczego zmanipulowano jej wypowiedź, usuwając fragment o solidarnościowej aktywności taty i robiąc z niej córkę aparatczyka, jeden tłumaczył mętnie, że to nie on, ale drugi powiedział wprost: ludzie mają kredyty. Przeprosili. Tamtego wieczoru jej nie filmowali. Ale potem wszystko wróciło na stary tor. Baranowi, choć uważa się za niezależnego, łatwo iść za grupą. Jednak owa „trzeźwość oceny” z czasem zamienia się w oportunistyczny cynizm. Pogłębia się życiowy pesymizm, przekonanie, że można życzyć sobie, aby nie było gorzej, a i tak będzie gorzej. To niszczy. – Ceną takiej postawy jest też urata kompasu moralnego. I czegoś jeszcze bardzo ważnego, czyli poczucia sprawstwa – mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS. – Przy braku jasnego opowiedzenia się za jakimś porządkiem, zakładając, że wszystkie te porządki są siebie warte, szuka się takiego, jakiego jeszcze nie było. W efekcie właśnie cynicy stają się pierwszymi ofiarami populistów. W przypadku niejednego barana złość, frustracja przybierają formę mściwości. Konformizm zwykle podszyty jest lękiem. O to, by nie zostać odrzuconym społecznie; że może jednak ogląd rzeczywistości, do jakiego się człowiek przywiązał, jest nietrafny? Ale można przekuć lęk w złość, a tę w potrzebę rewanżu. W słynnych już badaniach dr. Macieja Gduli z (symbolicznego) Miastka, czyli miasteczka w województwie mazowieckim, widać wyraźnie tę polską schadenfreude. Zabrali im? No, to dobrze im tak. Ci, co rządzą, są jacy są, ale chociaż złodziei przegonili – mówią rozmówcy Gduli. Kategorią samą w sobie są młode barany. Nie mają wspomnień z PRL. Ich martyrologia to łupieżczy rynek pracy, brak stabilności, szans i poczucie, że i tak idzie się na śmietnik. Wychowani w złudzeniu, że to oni sami są wartością nad wartościami (rodzice inwestowali w nich, wsłuchiwali się w potrzeby bytowe, dbali, by traktować po partnersku), wyszli spod kloszy i zderzyli się rzeczywistością „transformacji i globalizacji”. Zdążyli napatrzeć się w domach na rodziców siłą wsadzonych przez historię w rolę wciąż walczącego koguta, nieustannie przelewających pot – i krew – by zapewnić byt, utrzymać posadę, lepsze zarobki, kupić nowy telewizor. Uznali, że walka, zwana raczej szarpaniną, nie jest dla nich. To oni wyjątkowo często wybierają strategię zająca. Zając Barany uważają się za rozsądne. Zwykle mają konkretny światopogląd: np. popierają rządzących mimo frustracji albo też rozmowy kończą konstatacją: ani ten rząd niczego dla mnie nie zrobił, ani następny nie zrobi. Zające nie angażują się w walkę, ale też nie są zupełnie bierne – wkładają dużo pracy w to, żeby unikać frustracji. – Emocją tych, którzy się wycofują, jest obrzydzenie. To szczególnie silna emocja moralna – mówi dr Wiesław Baryła. I dodaje: – Można wręcz powiedzieć, że pod jej wpływem człowiek przestaje zachowywać się racjonalnie, bo potrzeba ucieczki jest zbyt silna. Ale też zagubienie jest bardzo kosztowne. Jedną z głównych potrzeb człowieka jest potrzeba rozumienia, potrzeba sensu. Zajęcze odcięcie ma tendencję, żeby się utrwalać. Gdy naprawdę głęboko utknie się w tej strategii, niewielkie są szanse, że człowiek zrobi cokolwiek. W przypadku zupełnie zzajęczałym nawet podpisywanie petycji, listów czy wniosków nie wchodzi w grę. Ale to nie znaczy, że zające odnajdują spokój. Bo rzeczywistość jednak jest, jaka jest. Kredyty we frankach, ryzyko wyjścia z Unii, oszalałe pomysły przy zmienianiu prawa… Szczególnie dużo jest zajęcy w najmłodszym pokoleniu. Jeśli nie poszli w cynizm, utknęli w nowych technologiach. Komputer i sieć dobrze izolują człowieka od niechcianych zjawisk. Doktor Google nawet wyniki wyszukiwania dostosowuje do wcześniejszych wyborów. I tak ktoś, kto nie interesował się sprawami międzynarodowymi, wpisując: Syria, może na pierwszej stronie wyników nie znaleźć nic o wojnie. Dziś mówią: efekt cieplarniany? Nie za mojego życia. Drakońskie prawo aborcyjne? Skoro chodzi o to, by nie mordować dzieci? Zapaść systemu emerytalnego? Niech się wali, oni i tak na nic nie liczą. To w tej grupie jest szczególna – i realna, i deklaratywna – skłonność do emigracji, wyjazdu „z tego kraju”. Choć zające już jesienią mogłyby jakoś zmienić rzeczywistość wokół siebie, idąc do wyborów, raczej tego nie zrobią. – Takie osoby nie są gotowe głosować przeciwko komuś – mówi dr Wiesław Baryła. – To jest dla nich zbyt niszczące, zniechęcające, nastrajające pesymistycznie. Zagłosują tylko, jeśli komuś uwierzą. Pytanie, czy to nie będzie kolejny populista. Kogut Bywa, że ktoś, kto dekady przeżył, dryfując między postawami zająca i barana, w sytuacji kryzysowej okazuje się kogutem. Elżbieta Podleśna od mniej więcej roku, odbierając awiza na poczcie, dziwi się, jeśli przychodzi zwykły rachunek, bo zwykle są rachunki w sensie szerszym: kolejne wezwania na policję, powiadomienia o wszczęciu sprawy, wezwania do sądów. W tym czasie protestowała z innymi przeciw marszom neofaszystów, broniła sądów, była wynoszona przez policję z demonstracji, stawała z megafonem na Strajku Kobiet. – Kiedy psy pasterskie zawodzą, czasem okazuje się, że do obrony stada zostaje tylko drób. Konieczną robotę załatwiają przedstawiciele ptactwa. W tym sensie i ja zostałam kogutem – żartuje, dodając: – Choć my, kobiety organizujące w całej Polsce opór przeciw władzy, wolimy widzieć siebie raczej jako pszczoły. Jeśli strategie radzenia sobie ze stresem i frustracją zobrazować figurkami ze świątecznego stołu, kogucik symbolizował będzie walec
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.