Najwyższa sprawiedliwość
Co przyniesie wejście w życie nowej ustawy o Sądzie Najwyższym
Nowa ustawa o Sądzie Najwyższym weszła w życie. Jej celem jest kadrowe przejęcie SN po to, by kontrolować całe orzecznictwo sądów powszechnych w Polsce. Bo wśród 10 tys. sędziów zawsze znajdą się tacy, którzy sprzeciwią się władzy – jak osławiony już sędzia Łukasz Biliński, który ostatnio orzekł, że miesięcznice smoleńskie to nie „zgromadzenia”, tylko zamknięte imprezy za zaproszeniami, więc nie można karać za ich blokowanie. A więc władza dąży do zabezpieczenia się na końcowym etapie mielenia spraw przez młyny sprawiedliwości – w Sądzie Najwyższym. Wymiana kadr, własne kierownictwo i wyjęcie Sądu Najwyższego spod zasady losowego przydzielania spraw – to ma zapewnić, że interesujące władzę sprawy trafią do właściwych sędziów.
Ustawa przenosi w stan spoczynku ponad jedną trzecią sędziów SN. Chyba że poproszą prezydenta, by im pozwolił orzekać jeszcze przez trzy lata. Pozostałym składa się propozycję: jeśli zrezygnują z orzekania – będą mogli, do uzyskania wieku emerytalnego (w przypadku niektórych sędziów nawet przez kilkanaście lat), dostawać uposażenie sędziego SN i nic nie robić. A potem – jak pozostali sędziowie – dostaną 75 proc. uposażenia.
Czy sędziowie SN powinni przyjąć propozycję ustąpienia w zamian za sowite dożywotnie utrzymanie? Identyczną propozycję dostali półtora roku temu „starzy” sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. Żaden jej nie przyjął. Przyjęcie oznacza współdziałanie z partią rządzącą w przejmowaniu przez nią wymiaru sprawiedliwości. Czyli w łamaniu konstytucji.
Inaczej jeśli chodzi o sędziów, którzy osiągną obniżony wiek stanu spoczynku. Tu z kolei zwrócenie się do prezydenta o pozwolenie na dalsze orzekanie oznacza autoryzację łamania konstytucji. Bo oddanie decyzji o prawie sędziego do dalszego orzekania w ręce przedstawiciela władzy wykonawczej jest złamaniem zasady podziału władz i niezależności władzy sądowniczej.