Tuż przed Wielką Majówką oficjalnie zebrała się nowa Krajowa Rada Sądownictwa i wybrała swoje władze. Jeden z wybranych wiceprzewodniczących Wiesław Johann, przedstawiciel prezydenta w KRS, poradził nowo wybranemu rzecznikowi KRS, by „wytarł fotel po Żurku” (sędzim, rzeczniku rozwiązanej KRS). Taki żarcik, na dobry początek.
Podczas obrad Rady dziennikarze nie mieli prawa wstępu do budynku KRS. Taki standard transparentności.
Tydzień później dowiedzieliśmy się od szefa MSZ Jacka Czaputowicza, że Komisja Europejska, w ramach negocjacji procedury ochrony praworządności, oczekuje od Polski zmian w skardze nadzwyczajnej (do Sądu Najwyższego) i sposobie powoływania asesorów sądowych. A więc wynikałoby z tego, że Unia nie dopomina się już o cofnięcie „reformy” KRS. Jeśli to prawda, to znaczy, że po prostu odpuściła sobie Polskę. Bo to nie skarga nadzwyczajna, nie sposób powoływania asesorów ani nawet nie przepisy, które usuną w lipcu z Sądu Najwyższego 30 proc. sędziów, są kluczowe dla przejęcia wymiaru sprawiedliwości przez partię rządzącą.
Kluczowa jest właśnie KRS. To ona bowiem będzie obsadzać Sąd Najwyższy, w tym jego nowe izby: Dyscyplinarną i Kontroli Nadzwyczajnej. To KRS zdecyduje, kto może być sędzią sądów powszechnych i administracyjnych i który sędzia może awansować. To dzięki KRS nastąpi wymiana kadr w polskim wymiarze sprawiedliwości na takie, które będą odpowiadać PiS. Stanie się tak niezależnie od tego, ile mniej czy bardziej pozornych „ustępstw” PiS wniósł do skargi nadzwyczajnej czy do trybu wyboru asesorów.
A Komisja Europejska rzeczywiście milczy ostatnio o KRS. Ta zaś rozpoczęła proces wymiany kadr w sądownictwie. Zainicjowała go I Prezes SN Małgorzata Gersdorf, zwołując posiedzenie KRS.