Kraj

Książkonistki

Każda z nas ma żelazny zestaw lektur na pociechę.

Czytelnik naszych felietonów zaczepił na ulicy Sylwię i najpierw zganił za to, że napisałyśmy coś o „wąsaczach”, a przecież on ma wąsy i wcale nie jest zły*. Potem pochwalił za dobór tematów, wyrażając jednocześnie obawę, że żyjemy tylko polityką. I czy to zdrowo.

Nie, gdzieżby! – odpowiadamy. Absolutnie nie zasklepiamy się w jednym temacie. Od dawna mamy opracowany grafik emocji i zainteresowań, utrzymujemy higienę działactwa w słusznej sprawie, relaksu i bujania w obłokach.

Wygląda to tak: rano przeglądamy informacje, co działa na nas niczym mocna kawa – czujemy przypływ adrenaliny i chcemy rzucać się z pięściami. Grażyna idzie wtedy na trening kick boxingu, Sylwia wycisza się w czasie jogi. Potem przychodzi czas na pracę twórczą. Owocną lub w wersji szamot. I znów przeglądamy portale, podpisujemy cztery petycje, wracamy do pisania.

W przerwach czytamy. Dla osób robiących w literach czytanie jest oddychaniem. Kto odkrył książki, temu najlepszy odwyk nie pomoże. Książki ratują z opresji; przedawkujesz najświeższe doniesienia o tym, co Kaczyński, a co Pawłowicz? Nos w lekturę – i zaraz jesteś w Narnii.

Czas na coming out: jesteśmy książkonistkami (jak szafiarka – tylko książkowa, jak szansonistka – ale literacka). Robimy sobie okłady z książek, wąchamy kartki, jakbyśmy wąchały najpiękniejsze perfumy. A kiedy nasze własne książki przychodzą z drukarni i odpakowujemy pudełko, to przechodzą nas dreszcze. Piszemy, żeby mieć tę zmysłową przyjemność z trzymania w ręku czegoś, co się stworzyło.

Kiedy politycy lecą po bandzie, kiedy ludzie sprzeniewierzają się wartościom, w które wierzymy, gdy wydaje się, że już gorzej być nie może – lektura leczy.

Każda z nas ma żelazny zestaw lektur na pociechę.

Polityka 19.2018 (3159) z dnia 08.05.2018; Felietony; s. 95
Reklama