Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tragedia „Zofiówki”. Idziemy po żywych, inaczej robota nie miałaby sensu

Trzeci dzień akcji ratowniczej w kopalni „Zofiówka” w Jastrzębiu-Zdroju. Trzeci dzień akcji ratowniczej w kopalni „Zofiówka” w Jastrzębiu-Zdroju. Dominik Gajda / Agencja Gazeta
Zostało ich trzech w 160-metrowym chodniku zawalonym setkami tysięcy ton węgla i skał. Czy żywych?

Trzeci dzień akcji ratowniczej w kopalni „Zofiówka” w Jastrzębiu-Zdroju. Może ostatni? Ale raczej będziemy liczyć je dalej, dodając po kilka lub kilkanaście do rachunku, aż ratownicy nie dotrą do wszystkich górników. Zostało trzech w 160-metrowym chodniku zawalonym setkami tysięcy ton węgla i skał. Czy żywych?

Akcja ratownicza ma sens, jeśli idzie się po żywych

W tym rumowisku z węgla i stali wszystko jest możliwe, wszystko może się zdarzyć. Byleby powietrze dochodziło i byleby trochę wody kapało, żeby wargi zwilżyć. Wody? Człowiek zdeterminowany do życia potrafi sobie poradzić.

Jak swego czasu Alojzy Piątek z Kopalni „Mikulczyce-Rokietnica” w Zabrzu, odcięty przez osiem dni, w marcu 1971 roku, od świata i nadziei. Czy to będzie dzień dziesiąty czy trzydziesty, to ratowników obowiązuje jedna zasada: idziemy po żywych! Inaczej ta górnicza praca kilometr pod ziemią czy cała akcja z narażeniem życia górniczych zastępów nie miałyby sensu.

Tak blisko górniczej śmierci

Swego czasu tak brutalnie zderzyłem się z górniczą tragedią i tym nieśmiertelnym zawołaniem, że zawsze idziemy po żywych, że w koszmarnych snach do mnie powraca. To był październik 1979 roku, kopalnia „Silesia” w Czechowicach-Dziedzicach. Pożar. Nigdy nie byłem tak blisko, wcześniej ani później, górniczej śmierci. W „Silesii” byli dwaj przyjaciele: Paweł Wasilkowski, lekarz z „oparzeniówki” w Siemianowicach Śląskich, przeszkolony do akcji ratowniczych pod ziemią, i Henryk Bondzelewicz z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, sąsiad mojej (wówczas) narzeczonej. Pożar taśmociągu odciął wówczas 22 górników w chodniku 700 m pod ziemią.

Henrykowi przyszło eksperymentować z silnikiem odrzutowym któregoś z „migów” tłoczącym spaliny pod ziemię, żeby odciąć tlen od palącego się węgla. A Paweł czołgał się za najodważniejszymi centymetr za centymetrem, w masce i aparacie na plecach, polewając rozgrzany strop wodą z ciągnionego szlauchu. Przymusu nie było – można było w każdej chwili odmówić udziału w akcji i nikt nie miałby o to pretensji. W kolejce czekały ratownicze zastępy ze wszystkich śląskich kopalń, z Wałbrzycha, miedziowego Lubina, nawet z Wieliczki… Szli po żywych, bo jakże by inaczej narażać własne życie?!

Wywożą chłopów w czarnych woreczkach

Mogę sobie wyobrazić, co się teraz 900 m pod ziemią dzieje. W którymś dniu nadziei i oczekiwaniu na cud Paweł powiedział: Janek, ty dzisiaj nie patrz na to, co będziemy wywozić. Wcześniej na teren kopalni zwieziono i schowano w magazynach sporo solidnych dębowych trumien. Nie wiem, jak to się stało, ale podglądnąłem, kiedy je wywozili i zamieniali na… trumienki dla dzieci. Ale co tam… Miałem za sobą kilkanaście sekcji zwłok w zakładach medycyny sądowej Wrocławia i Katowic, widziałem strażaków po pożarze rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach, więc co tam…

A tu na powierzchnię, w czarnych woreczkach, wywożą chłopów, niedawno jak dęby, zdeformowanych pożarem, wyssanych z ostatniej kropli wody… Nie wytrzymałem – wszystko ze mnie wyszło. To był 1979 rok. W każdym autobusie rozwożącym ratowników na odpoczynek do macierzystych kopalń i domów stała skrzynka wódki i parę skrzynek piwa. Inaczej nie można byłoby odreagować, zapomnieć…

Poszukiwania pod ziemią centymetr za centymetrem

Piętnasty, szesnasty worek… Nazwiska wypisane flamastrem na trumienkach zgodnie z górniczą marką (jak nieśmiertelniki wśród żołnierzy), a kolejne ratownicze zastępy szły po żywych.

Na tym polega ten gówniany zawód hajerów – solidarny, w razie nieszczęścia, aż do bólu i z narażeniem własnego życia.

Dlatego jutro, pojutrze, po… Centymetr po centymetrze ratownicy będą przekopywać się w „Zofiówce” do żywych kolegów.

Czytaj także: Tragedia w Zofiówce. Nie żyją górnicy

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną