Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Marszałek Kuchciński zmusza dziennikarzy do pracy na ulicy

Jednorazowe przepustki marszałek Sejmu Marek Kuchciński cofnął w reakcji na protest rodziców osób niepełnosprawnych i ich dzieci. Jednorazowe przepustki marszałek Sejmu Marek Kuchciński cofnął w reakcji na protest rodziców osób niepełnosprawnych i ich dzieci. Lukas Plewnia / Flickr CC by 2.0
Na teren Sejmu bez większego problemu może wejść zakonnica, dziennikarz – już nie.

Tylko tchórzostwem rządzących można wytłumaczyć zakaz wstępu na teren parlamentu dla dziennikarzy, ekspertów oraz gości posłów opozycji. Od dwóch tygodni do Sejmu wejść mogą wyłącznie dziennikarze posiadający stałe przepustki. Pozostali – w tym korespondenci zagraniczni, którzy dotychczas korzystali z jednorazowych kart wstępu – odbijają się od metalowych bramek przy biurze przepustek, straży marszałkowskiej i policji. To rażące ograniczenie wolności prasy i prawa do pozyskiwania informacji; kolejny przejaw autorytarnych ciągot władzy oraz trącącej perwersją obsesji dzielenia poszczególnych środowisk na lepszy i gorszy sort.

Zakaz wstępu skutkiem protestu rodziców osób niepełnosprawnych

Jednorazowe przepustki marszałek Sejmu Marek Kuchciński cofnął w reakcji na protest rodziców osób niepełnosprawnych i ich dzieci. Chodziło o to, aby przypadkiem do protestujących nie dołączyły kolejne osoby – w tym zaangażowani społecznie dziennikarze. Liczono, że sprawa rozejdzie się po kościach, zainteresowanie mediów tematem zmaleje, a protestujący w końcu się złamią i zadowolą wypłatą świadczeń w cewnikach i pampersach. Tak się jednak nie stało, więc zakaz, który miał obowiązywać do czasu majowego posiedzenia Sejmu, utrzymano. We wtorek Sejm ruszył, a część dziennikarzy odbiła się od metalowych barierek. Wejść nie udało się również ekspertom zaproszonym przez posłów opozycji oraz przedstawicielom organizacji społecznych zainteresowanych pracami sejmowych komisji. Co ciekawe, bez większego trudu do Sejmu weszła np. zakonnica, która z rozbrajającą szczerością przyznała, że w biurze przepustek pokazała tylko dowód.

Reklama