JACEK ŻAKOWSKI: – Dlaczego demokracja umiera?
STEVEN LEVITSKY: – Prawdziwa demokracja jest trwała.
Czyli jaka?
Bardzo rzadko umiera taka demokracja, w której poza władzą pochodzącą z wyboru są silne gwarancje praw człowieka i instytucje stojące na ich straży. Umierają głównie niepełne demokracje. Takie jak Rosja, Turcja, Tajlandia. Przecież Rosja nigdy nie była prawdziwą demokracją.
A Chile?
Zamach Pinocheta z 1973 r. to jeden z bardzo nielicznych wyjątków obalenia prawdziwej demokracji. Drugi to Wenezuela. Nie znajdzie pan wielu więcej.
Więc jeśli demokracja umiera, to albo nie była prawdziwą demokracją, albo…
Może ją zamordować zapaść gospodarcza. Ale to nie dotyczy demokracji, które dziś mają kłopoty – jak USA, południe Europy, a zwłaszcza Europa Wschodnia. Część Amerykanów czy Europejczyków ma powody do niezadowolenia, ale o gospodarczej zapaści nie ma mowy.
To skąd te nasze kłopoty?
Głównie z polaryzacji.
Polaryzacja zabija demokrację?
To jest bolesny paradoks. Bo polaryzacja jest demokracji potrzebna. Musi być spór, konkurencyjna walka, podział. Ale kiedy strony sporu za bardzo się od siebie oddalą, kiedy króluje fraza „nie może być zgody”, kiedy czyjaś wygrana wydaje się egzystencjalnie groźna dla przegranych lub dla całego kraju, kiedy spory ekonomiczne stają się zasadnicze i nieprzekraczalne, wtedy polaryzacja morduje demokrację.
Między politykami nie widać fundamentalnych sporów ekonomicznych.
Nie musi chodzić o ekonomię. W USA podział jest kulturowo-rasowy. Kluczowe jest przekonanie, że „albo my, albo oni”, „jak przegramy, to po nas” albo „jak wygramy, to z nimi skończymy”.