Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bat na VAT

Rusza komisja śledcza ds. VAT. Kim jest Marcin Horała, który ją poprowadzi?

Poseł PiS Marcin Horała Poseł PiS Marcin Horała Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Horała mówi, że to będzie komisja śledcza wagi ciężkiej. I on może wyrosnąć w PiS na takiego polityka.
Marcin Horała zna starą prawdę marketingu, że do ludzi najlepiej przemawiają proste obrazy.Rafał Starkowicz/Foto Gość/Forum Marcin Horała zna starą prawdę marketingu, że do ludzi najlepiej przemawiają proste obrazy.

We wtorek 18 września komisja śledcza przesłucha pierwszego świadka. Będzie nim związany z PiS prof. Witold Modzelewski, wiceminister finansów z początku lat 90., specjalizujący się w prawie gospodarczym. To autor pierwszej ustawy o VAT.

Poniższy tekst ukazał się w POLITYCE w czerwcu 2018 r.

Poseł PiS Marcin Horała (rocznik 1981), zapytany, czy w związku z pracami komisji śledczej obawia się o swoje bezpieczeństwo, mówił w „Gazecie Polskiej”, że „zagrożeniem będzie czarny PR, przed którym trudno skutecznie się bronić. Już teraz widzę, że niektórym bardzo zależy, aby moje nazwisko wymawiać w negatywnym tonie”. Pięć dni później wybuchła sprawa romansu posła Pięty z Izabelą Pek. Wokół Horały zaczęło robić się gorąco, bo okazało się, że to on wprowadził ją do PiS, on wybrał jako wolontariuszkę do dudabusa. – Chciał zmilczeć sprawę, ale zorientował się, że zaczęto ją wykorzystywać w wewnętrznych rozgrywkach przeciwko niemu. Z naszych debiutantów sejmowych wyrósł najszybciej, a teraz urośnie jeszcze bardziej, bo został szefem śledczej. Nie wszystkim się to podoba – mówi poseł PiS. Horała wydał oświadczenie, że nigdy nie pośredniczył w nawiązywaniu kontaktów Pek z innymi politykami, nie upoważniał jej do powoływania się na niego, a kłamstwa na ten temat skieruje do sądu. Na początku lipca najprawdopodobniej zostanie szefem komisji śledczej ds. VAT.

PiS jeszcze przed wyborami głosił, że wyłudzenia VAT to sprawa dla komisji śledczej, ale dopiero teraz Sejm ją powołuje. To ostatni dzwonek, by komisja mogła wydać raport, bo do końca kadencji zostało mało czasu. Cel jest oczywiście polityczny i Horała tego nie ukrywa.

Wezwań mogą się spodziewać ministrowie finansów Jacek Rostowski, Mateusz Szczurek, wiceministrowie i oczywiście Donald Tusk. Do tej pory nie udało się złapać Tuska na Amber Gold ani na katastrofie smoleńskiej, to może uda się na VAT. – Skupimy się na odpowiedzialności osób na szczytach władzy PO-PSL. To władza stworzyła system, który pozwolił dziesiątkom grup mafijnych bezkarnie okradać nas wszystkich z miliardów złotych. Znajdziemy winnych – zapewnia Horała.

Na razie sam PiS nie wie, ile za poprzednich rządów wyniosła luka w VAT. We wniosku o powołanie komisji mowa o 200–300 mld zł, Mateusz Morawiecki podawał 260 mld zł, marszałek Stanisław Karczewski – 500 mld zł, a Zbigniew Ziobro – 600 mld zł. Luka to różnica pomiędzy realnymi wpływami z podatku VAT a wpływami możliwymi do osiągnięcia. Jednak wbrew temu, do czego próbuje przekonać PiS, tworzą ją nie tylko oszustwa podatkowe, ale też szara strefa, np. remonty mieszkań na lewo. Koronny argument obozu władzy jest taki, że kiedy w 2007 r. tracili rządy, szara strefa była na poziomie 0,6 proc. PKB, a kiedy odchodziła PO – 2,3 proc. PKB. To spora różnica. To prawda, że Platforma porządnie zabrała się za uszczelnianie systemu po odejściu Rostowskiego, on zmagał się przede wszystkim ze światowym kryzysem gospodarczym i walką z deficytem. Wiadomo, że kiedy gospodarka ma się dobrze, to szara strefa się kurczy, a gdy jest w złej kondycji, rośnie. Obecnie mamy najlepszą koniunkturę gospodarczą od lat i w Polsce, i w strefie euro, a w takiej sytuacji spada skłonność do unikania płacenia podatków. PiS przeprowadził operację uszczelniania systemu, ale to koalicja PO-PSL rozpoczęła walkę z mafiami branż stalowej i elektronicznej. Minister Szczurek zostawił w spadku ministrowi finansów PiS osiem metod eliminowania wyłudzeń VAT, i PiS z nich skorzystał.

Marcin Horała nie dał się poznać jako ekspert od podatków i sam przyznaje, że nie ma tu wielkiego doświadczenia: – Widzę swoją rolę jako koordynatora całego tego ważnego przedsięwzięcia, myślę, że będę skuteczny. Ma kilka pomysłów, aby komisja, która zmierzy się z mało medialną materią, zaistniała. Nowością ma być eksponowanie ekspertów. Horała szuka formuły, aby ich „przesłuchiwać”. Chodzi o duże nazwiska. To prof. Witold Modzelewski, współtwórca systemu podatkowego w Polsce, od kilku lat związany z PiS, choć jego wiarygodność może podważyć to, że występuje jako pełnomocnik w sporach podatkowych. Pod uwagę brany jest też Paweł Gruza, ekspert od VAT, ale odkąd został wiceministrem finansów w rządzie PiS, też zapewne trudno mu będzie zachować obiektywizm.

Marcin Horała zna starą prawdę marketingu, że do ludzi najlepiej przemawiają proste obrazy. Taki wymyślił dla luki VAT: to 8 tys. zł ukradzione każdemu Polakowi. A co PiS mógłby z tymi pieniędzmi zrobić? Raz mówi, że można by podnieść o 500 zł każdą emeryturę, innym razem (wPolityce.pl), że o 1000 zł; z programu 500+ uczynić 1500+ albo – jak mówił na spotkaniu z wyborcami – „problem służby zdrowia rozwiązać pstryknięciem palcami”. Takie to proste.

Na Wiejską przyszedł, przerywając swoją trzecią kadencję radnego w Gdyni. Dziennikarz z Trójmiasta Sylwester Pięta wspomina, że Horała szybko zbudował tu swoją markę: – Miał pomysł na siebie. Jest pracowity i potrafił o tym opowiadać w bardzo obrazowy sposób. Kiedyś na radzie miasta stanęła sprawa zakupu luksusowego busa na potrzeby urzędu. Horała wyśmiał zbyt bogate, jego zdaniem, wyposażenie i na koniec przemowy położył przed prezydentem Wojciechem Szczurkiem symboliczny gruby łańcuch w kolorze złota. Na blogu na portalu Stefczyk.info pisał o sobie: „Nie cierpię tego, co amerykanie nazywają »small talk«, a ja paplaniem bez sensu o niczym, tych wszystkich społecznych konwenansów”. Zdaje się introwertykiem, w sytuacjach prywatnych nieśmiały, ale bardzo świadomie wchodzi w sytuacje publiczne. Dobrze radzi sobie w mediach, do studia przychodzi z notatkami, cytuje ustawy, sypie statystykami.

Jest aktywny na Twitterze. Podczas ostatniej akcji PiS – nalotów na samorządowe urzędy – ze szczegółami relacjonował, co robi w gdyńskim ratuszu. Pięć lat temu opisał na Facebooku, jak wpadł do kontenera na odpady, sięgając po wiaderko na śmieci. „Całkiem dobrego radnego na śmietnik wyrzucili” – komentował swoją przygodę. – Chce zakomunikować, że nie jest cyborgiem, typem ważniaka w okularkach, że ma dystans do siebie – opowiada jego znajomy.

Poseł PO z Gdyni Tadeusz Aziewicz uważa, że Horała jest typowym przedstawicielem nowej generacji w polskiej polityce: – Moje pokolenie angażowało się w życie publiczne z powodów etycznych. Skupialiśmy się na sprawach programowych. Teraz priorytetem naszych młodszych kolegów jest skuteczność w walce o władzę, niezależnie od następstw decyzji, a fetyszem stał się dla nich marketing polityczny. Aziewicz twierdzi, że Horała otoczył się młodymi ludźmi, o których dba, łamiąc zasady. Jak ujawniła pomorska „Gazeta Wyborcza”, wielu młodych działaczy PiS, w tym asystenci Horały, a także radni PiS, dostali posady w spółkach Skarbu Państwa. Głośna była też sprawa obsadzenia przez nich rad nadzorczych spółek portowych. Po ośmiu dniach zostali odwołani, bo okazało się, że nie mają zdanego egzaminu na członków rad nadzorczych. Niedługo potem Horała – jako przedstawiciel wnioskodawców – przeprowadził w parlamencie usunięcie przepisów, które od członków rad spółek portowych wymagały uprawnień. Wicemarszałek Borusewicz ochrzcił to lex Horała. On wyjaśniał, że nie o znajomych mu chodziło, lecz o złagodzenie wymogów w małych spółkach. – To fakt, że obowiązku posiadania państwowych uprawnień nie ma w wielu większych firmach publicznych. Dziś Marcin jest już mądrzejszy i oddałby tę ustawę komuś innemu – mówi radny z Gdyni.

Aziewicz zwraca uwagę, że Horała wywodzący się z UPR (zapisał się tu w dniu swoich 18. urodzin), partii skrajnie wolnorynkowej, nie ma zahamowań, promując gospodarczy i państwowy etatyzm w wykonaniu PiS. – Aby móc wpływać na rzeczywistość, trzeba być częścią większej formacji – uważa Horała. Jego znajomy wspomina, że blisko mu do patriotyzmu w rozumieniu PiS, że nie ceni III RP. W jednym z wywiadów Horała powiedział, że „główny podział polityczny w Polsce można rozpisać na Europejczyków i patriotów”. Był wiceprezesem Powiernictwa Polskiego, które było odpowiedzią na działalność niemieckiego Związku Wypędzonych. O Powiernictwie stało się głośno, kiedy przed gdańskim sądem spalili kukłę Eriki Steinbach. Horała wciąż działa w konserwatywno-liberalnym Stowarzyszeniu KoLiber. – W sprawach gospodarczych jest liberałem i miał nadzieję, że razem z Wiplerem będą tworzyć wolnościową frakcję w PiS, ale nic z tego nie wyszło – mówi znajomy posła.

Horała studiował politologię na Uniwersytecie Gdańskim i zaocznie prawo, ale nie zdawał na aplikację. Ojca nigdy nie poznał, mama była radczynią prawną w państwowym przedsiębiorstwie. W UPR szybko zrobił karierę, choć – jak mówi – był we frakcji przeciwnej Korwin-Mikkemu. Pod jego sztandarami w 2005 r. wystartował w eurowyborach, dostał tylko 500 głosów. Wtedy zrozumiał, że potrzeba mu skuteczności.

2004 r. był przełomowy. Ślub, zmiana pracy i partii. Ożenił się z Beatą, anglistką, którą poznał w kościelnej wspólnocie. Wychowują dwie córki. Nie martwią się o obniżkę poselskich pensji, bo mają śladowy kredyt na 66-metrowe mieszkanie. Kupili je za pieniądze ze sprzedaży dwóch mieszkań, które odziedziczyli. Dla Horałów wiara jest ważna. Poseł mówi, że ma mocno naciągnięte sumienie, bo jest za całkowitym zakazem aborcji, ale rozumie, że są ważne powody, dla których trudno jest to przeprowadzić przez Sejm.

W 2004 r. z Eurobanku (był kasjerem) przeniósł się do Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego. Dzięki dobrej znajomości angielskiego awansował od ekspedytora po prawą rękę dyrektora operacyjnego. – Byłem od zadań specjalnych, zajmowałem się wdrażaniem projektów, mapowaniem procesów. Rola w cieniu, ale ze sporą odpowiedzialnością, zawsze mi odpowiadała, nie mam potrzeby bycia liderem – mówi Horała. W Gdyni szybko jednak wyrósł na lidera opozycji wobec Samorządności Wojciecha Szczurka. Mówi, że jest typem intelektualnego chuligana. – Nie interesuje mnie powszechna opinia, mówię, co myślę. W Trójmieście od zawsze było źle widziane być z PiS i być w opozycji do prezydenta Szczurka. Płynąłem pod prąd – opowiada. Za to też ceni Kaczyńskiego, który – jak mówi – potrafił stanąć przeciw elicie pieniądza i dominującym środowiskom opiniotwórczym.

W 2014 r. Horała wystartował w wyborach przeciw Szczurkowi. Wiedział, że nie warto atakować prezydenta, którego cenią gdynianie, więc mówił o „rozsądnej korekcie”. Dostał 12 proc. i był to najlepszy wynik ze wszystkich rywali Szczurka z ostatnich 18 lat. W tym roku też wystartuje. Dużego ryzyka, że pokona Szczurka – jak sam mówi – nie ma.

Zapewne nieprzyjemnym faktem dla Szczurka była dobra relacja jego współpracownika, radnego Zygmunta Zmudy-Trzebiatowskiego, z Horałą. Poseł zatrudnił go na ułamek etatu w księgowości. – Pracowałem dla kolegi Horały, a nie dla polityka PiS – tłumaczy Zmuda-Trzebiatowski. Pod presją zerwali współpracę, a radny z przewodniczącego rady miasta został przesunięty na wice. – Choć politycznie nie zawsze jest nam po drodze, to cenię Horałę, nie jest typowym człowiekiem PiS. Będzie dobrym szefem komisji śledczej, myśli logicznie, umie czytać dokumenty, potrafi stawiać trafne pytania. Wierzę, że nie poniesie go arogancja i chęć zrobienia politycznego spektaklu – mówi Zmuda-Trzebiatowski. Problem w tym, że zadaniem, jakie stawia mu partia, jest właśnie ten spektakl.

Polityka 25.2018 (3165) z dnia 19.06.2018; Polityka; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Bat na VAT"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną