„Futbol to sport i gra zespołowa, uczmy od niego się. Więc razem dziś zbudujmy wspólnotę, zwycięstwo to nasz cel” – zagrzewał do boju ze sceny opolskiego festiwalu zespół Kombi. W refrenie było jeszcze o tym, że „polska drużyna się nie zatrzyma”, a wszystko dzięki „jedności i sile biało-czerwonych serc”. Piosenka wygrała konkurs na mundialowy szlagier, pozostawiając w tyle bliźniaczo podobne koszmarki, tak samo epatujące pseudopatriotycznym kiczem i udawanym wspólnotowym entuzjazmem.
Widowisko natychmiast stało się synonimem estetycznego obciachu TVP. Na szczęście pisowski model kultury, buraczanej w formie i narodowej w treści, nie stał się wzorcem dominującym. Zaproszenie do przeżywania mundialu w tonie patriotycznej egzaltacji pod dyktando rządzących raczej nie zostało więc przyjęte.
Można zresztą odnieść wrażenie, że – choć wyjście z grupy polskich piłkarzy po raz pierwszy od dawna nie wygląda na cel bardzo ambitny – mundialowe emocje nie zostały w tym roku bardzo rozpalone. Co oczywiście w trakcie pierwszego meczu Polaków mogło ulec radykalnej zmianie.
O czym nam mówi piłka?
Cóż takiego miałby nam pokazać ewentualny sukces piłkarzy? Czy mamy powody przykładać lustro do postawy kilkunastu sportowców, którzy – choć odświętnie przystrojeni w narodowe barwy – jedynie wykonują swój zawód? W przeszłości takich powodów zwykle nie brakowało, lecz głębsze sensy i daleko idące analogie przeważnie odsłaniały się dopiero po latach.
Wielki sukces drużyny Kazimierza Górskiego w 1974 r. siłą rzeczy wpasował się w gierkowskie hasło „Polak potrafi”. Nowe pokolenie urodzonych już po wojnie piłkarzy symbolizowało tę nową Polskę, która – jak obiecywali rządzący – bez kompleksów wkracza do grona uprzemysłowionych potęg.