Sprawozdania finansowe partii Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina za poprzedni rok są ważną informacją o tym, o co chodzi prezesom Solidarnej Polski oraz Porozumienia. Ziobryści zebrali na koncie 243 tys. zł, a gowinowcy o 6 tys. zł mniej. Ale nie wysokość kwot, tak zbliżona, ma tu znaczenie, a sposób gromadzenia tych pieniędzy. Porozumienie Gowina ciuła co miesiąc składki (po 10 zł) od swoich członków, a ma ich dziś około 4 tys. Partyjna kasa Zbigniewa Ziobry była zasilana jedynie przez 20 osób, za to bardzo pokaźnymi – od tysiąca do nawet 30 tys. zł – jednorazowymi wpłatami. Ilu członków ma SP? Nie wiemy, bo nie odpowiedziano na nasze pytania. Działacze, z którymi rozmawialiśmy, nie mają pojęcia, ale mówią, że ich zasoby to ludzie kiedyś związani z PiS. (Wiadomo za to, że PiS ma około 35 tys. członków).
Do partyjnej kasy
Ziobro przez wiele miesięcy liczył na to, że Jarosław Kaczyński przyjmie go znów do PiS, i to do władz partii, ale prezesowi wcale się do tego nie spieszy. Wielu wciąż uważa go za zdrajcę, bo w 2011 r. odszedł i pociągnął za sobą wtedy kilkunastu posłów. Dlatego pomysł przyjęcia Ziobry jak syna marnotrawnego, który wraca do domu ojca, a ten jeszcze dzieli się z nim swoim majątkiem, oburza partyjne doły. Poza tym to kołatanie Ziobry do drzwi jest dla prezesa swego rodzaju polityczną przyjemnością. Dlatego też Zbigniew Ziobro zajmuje się przede wszystkim upartyjnianiem sądów – wie, że przysłuży się tym Kaczyńskiemu, i ignoruje budowanie struktur – wie, że gdyby je wzmacniał, toby go rozdrażnił. Ziobro nawet siedzibę partii przeniósł z Warszawy do Kielc, skąd jest posłem.
Z pieniędzmi u koalicjantów jest krucho, bo decydując się na przytulenie do Kaczyńskiego pod parasolem Zjednoczonej Prawicy, zrzekli się subwencji.