Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kto chce rzucić kamieniem w sędziego Iwulskiego, niech sobie coś przypomni

Józef Iwulski Józef Iwulski Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Przeszłość sędziego Józefa Iwulskiego pokazuje mechanizmy funkcjonowania państwa bezprawia, bardzo podobne do tych, które dzisiaj stworzył PiS.

O sędzim Iwulskim można powiedzieć: sądził w stanie wojennym, wydawał wyroki z dekretu o stanie wojennym, który po 30 latach Trybunał Konstytucyjny uznał za nielegalny. Zgadza się. Ale dzisiaj ten sam dylemat – czy uznać bezprawne prawo – mają sędziowie Sądu Najwyższego, Naczelnego Sadu Administracyjnego i sądów powszechnych. PiS nie wprowadził wprawdzie stanu wojennego, ale z pewnością wprowadził stan prawnej anomii, gdzie jedyną legitymacją prawa jest to, że jest to prawo silniejszego.

Co jeśli za kilka miesięcy czy lat dzisiejsze prawo o Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym, o ustroju sądów powszechnych zostanie uznane za bezprawne? Będziemy rozliczać prawnie, moralnie tych, którzy mu się poddali?

Iwulski sądził w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Krakowie

„Dziennik Gazeta Prawna” najdokładniej jak się dało przeanalizował akta spraw, które sędzia Iwulski sądził w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w Krakowie. Dowiadujemy się z nich, że do sądu został w stanie wojennym wcielony jako podoficer rezerwy. Podoficerami rezerwy była większość studentów, bo po studiach szło się po prostu na rok do wojska – w ramach obowiązkowej służby wojskowej. Jako podoficer rezerwy został w stanie wojennym powołany do służby i skierowany do sądu garnizonowego. Mógł oczywiście zdezerterować, za co groziło więzienie.

Zamiast do więzienia poszedł orzekać. Wydał wyroki w siedmiu sprawach, które można uznać za polityczne. W większości albo uniewinniał, albo wydawał wyroki w zawieszeniu, albo przynajmniej składał zdanie odrębne. W dwóch przypadkach osoby poszły siedzieć, ale skazał je na kilka miesięcy przed zapowiedzianą już amnestią. Można to różnie oceniać. Na przykład tak, że powinien był odmówić orzekania. Albo że zawsze powinien żądać uniewinnienia i pisać zdania odrębne. Ale nie wiemy, czy to na pewno przysłużyłoby się oskarżonym. Może było dla nich lepiej, że sędziowie dogadali się co do wyroku w zawieszeniu, niżby mieli siedzieć ze zdaniem odrębnym na pocieszenie?

Współczesna Polska jak PRL

Pozostają wyroki bezwzględnego więzienia z perspektywą bliskiej amnestii. Dziś zapewne powiedzielibyśmy: trzeba było złożyć zdanie odrębne i napisać w nim, że dekret o stanie wojennym jest bezprawny. Ale nawet w III RP Trybunał Konstytucyjny orzekł o tym dopiero po 20 latach. W III RP trzeba było specjalnej ustawy, aby sądy mogły te wyroki unieważniać. A więc bezprawność dekretu o stanie wojennym nie była „oczywistą oczywistością”.

Dziś bezprawność pisowskiego prawa ustanawiającego uprzywilejowane zgromadzenia „cykliczne” też nie jest „oczywistą oczywistością” i sędziowie wynajdują kruczki prawne, by nie karać obywateli za udział w ich blokowaniu. I ryzykują postępowania dyscyplinarne.

Sędziów, którzy w stanie wojennym nie odeszli z sądownictwa, tylko orzekali, starając się uniewinniać czy orzekać jak najniższe kary, np. rozrzucających ulotki skazywać za wykroczenie śmiecenia w miejscu publicznym, a nie – jak żądał prokurator – za próbę obalenia siłą ustroju, uważano wtedy i po latach za przyzwoitych. Prof. Adam Strzembosz i Barbara Stanowska uhonorowali ich w książce „Sędziowie warszawscy w czasie próby 1981–1988”.

Apel do sędziów: zostańcie

W lutym 2018 r. Akcja Demokracja zaapelowała do sędziów Sądu Najwyższego: „Zostańcie”. Apelowała, żeby mimo iż uznają pisowskie prawo odsyłające ich na wcześniejszą emeryturę za nielegalne i za nielegalne uważają ubieganie się u prezydenta – przedstawiciela władzy wykonawczej – o zgodę na dalsze orzekanie, prosili prezydenta i starali się za wszelką cenę zostać. Aby w Sądzie Najwyższym pozostała chociaż garstka sędziów, którzy nominację tam zawdzięczają swojej pracy i kompetencjom, a nie łasce partii rządzącej.

Codziennie pod Sądem Najwyższym stoją obrońcy sądów z napisem „ZOSTAŃCIE”. Adresowany jest on do tych, którym PiS oferuje przejście w stan spoczynku przed osiągnięciem wieku emerytalnego, by zwolnili miejsca dla nominatów upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. A za kilka miesięcy, gdy owa KRS z prezydentem obsadzą już Sąd Najwyższy swoimi ludźmi, takimi, których najnowsza ustawa PiS zwolniła od obowiązku posiadania jakichkolwiek kompetencji, sędziowie Sądu Najwyższego będą musieli podjąć decyzję: orzekać z tymi osobami, których mianowanie nastąpiło ze złamaniem konstytucji, czy nie? Orzekanie oznacza uznanie bezprawnego prawa. Odmowa orzekania pozbawi ludzi, którzy odwołują się do Sądu Najwyższego, szansy osądzenia ich spraw profesjonalnie i przez sędziów z prawdziwego zdarzenia.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną