Prokurator Magdalena Kołodziej uznała w uzasadnieniu swojej decyzji, że właściwie nic się nie stało. Kobiety, które odważyły się stanąć na drodze tłumowi nacjonalistów z banerem „Faszyzm stop”, były co prawda bite, popychane, przewracane, kopane, opluwane, szarpane, nazywane ubeckimi kurwami, lewackimi ścierwami, a niektórzy nawoływali, aby je utylizować – pani prokurator to wszystko dostrzegła na filmach dokumentujących dramatyczne zdarzenie, ale uznała, że to nic ważnego.
Ewa Siedlecka na blogu: Państwo dla swoich, czyli – „Nie podoba się? Wyp….ć!”
Pani prokurator uzasadnia
Nie zrobiły też wrażenia na funkcjonariuszce prokuratury obrażenia doznane przez kobiety, a opisane w dokumentach lekarskich. Siniaki na twarzach, rękach, nogach, pośladkach i plecach, skręcenia kończyn, stłuczenia dłoni doznane w wyniku deptania po nich ciężkimi butami. Nie zrobił też wrażenia fakt, że jedna z kobiet uderzona w głowę straciła przytomność, bo przecież wkrótce ją odzyskała.
Czytaj także: Narodowcy idą po władzę
Z uzasadnienia wynika, że pani prokurator skupiła się na doktrynie prawnej i komentarzach do kodeksu, aby zgrabnie uzasadnić, że właściwie: o co chodzi? Bo aby doszło do pobicia jako czynu ściganego z urzędu musi być odpowiednia intensywność zadawania ciosów, charakter umyślny bicia i konsekwencja zamiaru skrzywdzenia.