W pracach nad unijną dyrektywą o ochronie praw autorskich nastąpił kolejny gwałtowny zwrot. Parlament Europejski zdecydowaną większością głosów (438 przeciwko 226) przyjął 12 września projekt nowego prawa, mimo że w lipcu głosował przeciwko propozycji Komisji Europejskiej. Przegłosowany dokument uwzględnia 200 poprawek. O ostatecznym kształcie dyrektywy zadecyduje tzw. trilog, czyli proces negocjacji pomiędzy Komisją Europejską, Radą Unii Europejskiej i europarlamentem. Na końcu drogi pozostanie wdrożenie nowego aktu do systemów prawa lokalnego.
Przyjęty projekt zawiera dwa najbardziej kontrowersyjne artykuły: 11 i 13. „Jedenastka” zobowiązuje serwisy agregujące treści, jak Google News, by dzieliły się z producentami treści (głównie wydawcami prasowymi) wpływami, jakie uzyskują, publikując „snippety”, czyli krótkie fragmenty oryginalnych artykułów. Większość użytkowników poprzestaje na takiej skróconej informacji, nie wchodząc w konsekwencji do oryginalnego serwisu. Ruch i kasa zostają w Facebooku lub Google.
„Trzynastka” nakłada z kolei obowiązek na platformy internetowe gromadzące i udostępniające treści, by aktywnie kontrolowały ich legalność w sytuacji, gdy nie dysponują odpowiednią licencją udzieloną przez producenta. Regulacja ta po poprawkach została ograniczona do największych serwisów, jak Facebook i YouTube. Zdaniem krytyków narzuca ona konieczność totalnego monitoringu treści publikowanych przez internautów. Można to zrobić, jedynie automatyzując ten proces, co z kolei oznacza olbrzymią liczbę pomyłek i przypadków usuwania z obiegu treści legalnych.
Dyrektywa przewiduje mechanizmy odwoławcze od decyzji platform, będą one jednak wdrażane na poziomie krajowym i trudno w tej chwili przewidzieć ich skuteczność.