Kraj

Nie drażnić sędziów

Mizerski na bis

Polityka

Twierdzenie, że reforma sądownictwa wdrażana przez ministra Zbigniewa Ziobrę nie przynosi efektów, jest krzywdzące. Wskazują na to statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości, z których jasno wynika, że w wyniku reformy polskie sądy pracują wolniej niż przed reformą. Wydłużeniu uległ np. czas oczekiwania na wyrok sądu – w zeszłym roku na finał sprawy w pierwszej instancji czekało się średnio 5,5 miesiąca, podczas gdy w latach przed reformą wydanie wyroku trwało od zaledwie 4,2 miesiąca do 4,7 miesiąca. Oznacza to wydłużenie trwania przeciętnej sprawy o 24 dni, co bez reformy Ziobry byłoby prawdopodobnie o wiele trudniejsze do osiągnięcia.

Oczywiście zawsze można wysunąć zarzut, że polskie sądy wciąż pracują niewystarczająco wolno i że, biorąc pod uwagę skalę przeprowadzanych przez PiS zmian, powinny pracować jeszcze trochę wolniej, ale moim zdaniem, gdy reforma nabierze odpowiedniego rozpędu, cel ten na pewno uda się osiągnąć. Na razie sytuacja jest taka, że sądy nie są w stanie pracować ani wolniej, ani szybciej. Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości szybszą pracę sądów uniemożliwia fakt, że strony i świadkowie coraz częściej nie stawiają się na sprawy, w dodatku sprawy te są coraz bardziej skomplikowane, co wydłuża czas trwania procesów.

Badania pokazują, że niestawianie się stron i świadków oraz komplikowanie się spraw powoduje rosnące niezadowolenie sędziów. Opracowanie Fundacji Court Watch Polska, obejmujące lata 2017–18, ukazuje niepokojący wzrost liczby przypadków, kiedy sędzia był na sali rozpraw niekulturalny lub wręcz agresywny. Chodzi m.in. o przypadki wykrzykiwania na świadków, pouczania ich, a nawet komentowania ich wyglądu. Zauważalna jest też niechęć części sędziów do publiczności i obserwatorów procesów, których obecność najwyraźniej działa tym sędziom na nerwy.

Polityka 40.2018 (3180) z dnia 02.10.2018; Felietony; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie drażnić sędziów"
Reklama