Wrak prezydenckiego tupolewa jest już tylko politycznym zakładnikiem w relacjach polsko-rosyjskich. Odgrywa co prawda jeszcze rolę dowodu w śledztwie, ale biorąc pod uwagę stan analiz przyczyn i przebiegu wypadku lotniczego z 10 kwietnia 2010 r., nie ma podstaw, by oczekiwać przełomu podczas jego kolejnych oględzin i badań.
Wrak zmienił status na polityczny głównie z inicjatywy twórców teorii zamachu i Kremla, któremu ta teoria była wyjątkowo na rękę. Nie pierwszy to przypadek, gdy skrajności się przyciągają. Powszechnie znane są straty społeczne i polityczne w Polsce spowodowane teorią o zamachu i „smoleńską religią”. Wszyscy staliśmy się ofiarami tej operacji.
Czytaj także: Ekshumacje smoleńskie wbrew prawom człowieka
Koszty „smoleńskiej operacji”
Katastrofa lotnicza w Smoleńsku była polityczną porażką naszego państwa, pokazała wiele naszych, państwowych i indywidualnych, słabości i zaniedbań. I nie trzeba uciekać od tej prawdy, tworząc fantastyczne teorie, trzeba się z nią uczciwie zmierzyć. Na teorii zamachu nie zbudujemy uczciwego, sprawnego państwa czy polityki zagranicznej, nie tylko na Wschodzie.
Najwyższy czas zadać pytanie o międzynarodowe koszty „smoleńskiej operacji”. Czy propagowanie teorii zamachu wzmacnia naszą pozycję międzynarodową, czy pomaga nam realizować strategiczne cele, szczególnie na Wschodzie Europy? Czy dzięki niej stajemy się bardziej wiarygodni? Czy nasi dyplomaci, organizując każdego roku projekcje filmu „Smoleńsk” i msze za poległych w katastrofie/zamachu, otwierają jakieś nowe drzwi?