Wszystko wskazuje na to, że zawiodły nie tylko służby, ale także prokuratura, która w wyjaśnianiu podsłuchów ograniczyła się jedynie do „biznesowo-finansowego” wątku, pomijając udział ludzi PiS i rosyjskich służb. To, co rzuca się w oczy, to wybór do śledztwa podsłuchowego jednych z najlepszych prokuratorów, a na pewno doświadczonych w prowadzeniu spraw, w których ważni ludzie związani z PO pojawiali się w kompromitującym kontekście. Jak na nagraniach kelnerów.
Jedną z nich jest sprawa zaniedbań przy organizacji lotów do Smoleńska. Prokuratorzy z Pragi doszli do wniosku, że funkcjonariusze BOR nie dopełnili obowiązków (nie miało to jednak wpływu na to, że 10 kwietnia 2010 r. doszło do katastrofy). Efektem tego śledztwa były zarzuty, a później również wyrok 1,5 roku więzienia w zawieszeniu dla byłego wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego, co PiS przyjął z zadowoleniem. Oskarżał go prokurator Józef Gacek, opierając się m.in. na opinii biegłego, byłego wiceszefa BOR, który – jak informowała „Gazeta Wyborcza” – był wówczas w sporze z kierownictwem Biura (chodziło o wypłatę 400 tys. zł ekwiwalentu za mieszkanie służbowe).
Ta sama prokuratura i ten sam prokurator Gacek w tym samym mniej więcej czasie oskarżyli byłego senatora PO, słynnego adwokata i scenarzystę Krzysztofa Piesiewicza o posiadanie narkotyków. Sprawa była słynna i bulwersująca, dużą rolę odegrały w niej kompromitujące nagrania. Wykonali je szantażyści, ale zdaniem prokuratora głównie zarejestrowali to, jakoby senator zażywał narkotyki. Byłemu senatorowi groziło nawet trzy lata więzienia, prokuratura domagała się sześciu miesięcy w zawieszeniu. Gacek szantażystów potraktował tylko odrobinę surowiej – żądał 1,5 roku więzienia w zawieszeniu. Sąd uniewinnił Piesiewicza, a szantażystów skazał na bezwzględne więzienie.