To dobrze, że przez medialną wrzawę wywołaną wyborami udało się przebić berlińskiemu wystąpieniu Andrzeja Dudy na temat żarówek. Niektórzy zarzucają Dudzie, że występując z polskich pozycji, trochę zbyt mocno zaatakował bliskie Niemcom żarówki energooszczędne, ale uważam, że tym żarówkom się należało, bo są drogie i świecą słabiej od tradycyjnych polskich żarówek, zaciemniając sytuację i powodując, że nie wszyscy widzą, ile się przez ostatnie trzy lata w Polsce zmieniło.
Zgadzam się z Andrzejem Dudą, że Polacy mają prawo do zdrowego, jasnego światła z własnych żarówek, a energooszczędną ciemnotę niech Bruksela wciska komu innemu. Widać zresztą, że decyzja o odcięciu nas od zwykłych żarówek to kolejna odsłona walki Brukseli z tradycyjnymi elementami europejskiej kultury, takimi jak chrześcijaństwo, węgiel kamienny, życie nienarodzone czy bliskie wielu Polakom plastikowe kubki, talerze i sztućce, bez których niemożliwe jest porządne, narodowe grillowanie. Jak tak dalej pójdzie, to kto wie, czy Bruksela nie zabroni niedługo Europejczykom noszenia tradycyjnych polskich wąsów.
Zdaniem publicystów wypowiedziane w Berlinie ostre słowa na temat żarówek są ważne, gdyż świadczą nie tylko o aktualnym stanie UE i stosunków polsko-niemieckich, ale także o aktualnym stanie Andrzeja Dudy. Tego, że stan ten jest niepokojący, dowodzą słowa Donalda Tuska, według którego po wypowiedzi o żarówkach prezydent RP „potrzebuje naszego wsparcia, a przynajmniej życzliwej cierpliwości”. Oczywiście Tuskowi łatwo mówić, bo przebywa w Brukseli, ale boję się, że wielu Polaków w kraju, których cierpliwość jest już na wyczerpaniu, prędzej udzieli wsparcia żarówkom energooszczędnym lub stosunkom polsko-niemieckim niż Dudzie.
Można oczywiście dyskutować, czy stan stosunków polsko-niemieckich jest lepszy czy gorszy od stanu Andrzeja Dudy.