Trwa śledztwo w sprawie prób szerzenia w szkołach tolerancji wobec młodzieży LGBT. MEN i kuratorium chcą ustalić, kto za tą tolerancją stoi i w jakim celu promuje ją wśród uczniów. Do fali zajść będących przejawem tolerancji wobec homoseksualnej młodzieży doszło w tzw. Tęczowy Piątek, gdy w niektórych szkołach wywieszono tęczowe flagi i przeprowadzono lekcje o potrzebie otwartości wobec kolegów i koleżanek o odmiennych preferencjach seksualnych.
Obecnie MEN i kuratoria oświaty starannie analizują przypadki tolerancji, do których doszło w ramach Tęczowego Piątku. Instytucje te uważają, że polskie szkoły nie są przygotowane na takie nowinki jak tolerancja wobec innych. Zdaniem MEN nadmierna tolerancja szkodzi edukacji i jest sprzeczna z prawem oświatowym, które dotyczy szerzenia oświaty, a nie tolerancji wobec innych i dlatego o niej nie wspomina. MEN stoi na stanowisku, że jeśli ktoś jest za tolerancją, to jego sprawa, ale niech tej tolerancji nie wciska na siłę młodzieży, która wiadomo, że bywa naiwna i łatwo jej wiele rzeczy wmówić.
Głos w sprawie zabrał również episkopat, dając do zrozumienia, że szkoła to nie jest miejsce na tolerancję i propagowanie środowisk LGBT. Nie oznacza to jednak, że tolerancja jest w placówkach szkolnych całkowicie zakazana. O tolerancji trzeba mówić, z tym że dla dobra uczniów można to robić po uzyskaniu zgody MEN oraz dyrekcji szkoły, a także po pisemnym wyrażeniu zgody przez rodziców, którzy zdaniem MEN mają pełne prawo decydować o tym, wobec których uczniów ich dzieci mogą być tolerancyjne, a którzy uczniowie z powodu swoich preferencji na tolerancję nie zasługują.
Wobec dyrektorów szkół, które wzięły udział w Tęczowym Piątku, mogą zostać wyciągnięte konsekwencje służbowe. MEN sprawdza również, czy organizatorzy akcji nie złamali prawa, rozsyłając do szkół materiały mogące zawierać elementy agitacji wyborczej i prowadząc w ten sposób „działania polegające na publicznym nakłanianiu lub zachęcaniu do głosowania w określony sposób”.