Wygląda na to, że ginekolodzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu działali na szkodę pacjentek, przeprowadzając inwazyjne badania bez wskazań medycznych. Tak twierdził profesor Jerzy Heimrath w liście otwartym opublikowanym na stronie uczelni i tym uzasadniał swoją rezygnację z funkcji dziekana Wydziału Nauk o Zdrowiu. Uniwersytecki Szpital Kliniczny wytoczył byłemu już pracownikowi sprawę sądową za narażanie na szwank dobrego imienia szpitala przez publiczne piętnowanie wykonywania wysokopłatnych procedur medycznych bez wskazań. Sąd właśnie oddalił powództwo, uznając, że wypowiedzi profesora opierały się na faktach. A na wniosek sądu, zgodnie z sugestią biegłego, prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie histeroskopii wykonywanych na masową skalę, także pacjentkom ze zmianami na jajnikach, w klinice prof. Mariusza Zimmera. Dziś profesor Zimmer jest prezesem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.
POLITYKA pisała o sprawie już kilkukrotnie. Ostatni raz w zeszłym roku (POLITYKA 27/17), kiedy biegły sądowy dr Piotr Kwieciński, specjalista ginekolog położnik, przeanalizował nadesłane przez sąd 93 historie chorób pacjentek kliniki prof. Zimmera. I uznał, że w 76 przypadkach lekarze przeprowadzili zabiegi niezgodnie z rozpoznaniem wstępnym i rozpoznaniem ze skierowania. Niemal połowę stanowiły pacjentki z guzami bądź torbielami jajników. Tylko u jednej wykonano badanie ultrasonograficzne oceniające zaawansowanie choroby. Wszystkie poddano histeroskopii, czyli endoskopowemu badaniu macicy, podczas którego nie sposób zobaczyć jajników, za to – w przypadku gdy na przydatkach są zmiany nowotworowe – można spowodować rozsianie nowotworu.