Ta „prawdziwa afera KNF” – jak nazwał prokurator krajowy Bogdan Święczkowski śledztwo, w którym CBA zatrzymało w ubiegłym tygodniu byłe kierownictwo KNF – toczy się ponad dwa lata. I od początku było polityczne. Według ustaleń POLITYKI śledztwo zostało wszczęte na wniosek byłego posła PiS Przemysława Wiplera, i dopiero po tym, jak Ziobro przejął prokuraturę. Wcześniej, wiosną 2015 r., Wipler złożył w warszawskiej prokuraturze dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstw związanych ze SKOK.
Jedno dotyczyło ochrony dobrego imienia twórcy SKOK – Grzegorza Biereckiego. Wipler złożył zawiadomienie o „działaniu na szkodę interesu Grzegorza Biereckiego”. Chodziło o sprawę ujawnienia dokumentu KNF o tym, że majątek wart kilkadziesiąt milionów złotych, zamiast posłużyć do ratowania SKOK, wpłynął do spółki Biereckiego. (Wybuchła z tego afera, a Bierecki został zawieszony w prawach członka PiS).
Drugie zawiadomienie także wiązało się z obroną systemu SKOK i dotyczyło właśnie zwłoki KNF – jak napisał Wipler – w podjęciu decyzji o ustanowieniu komisarza w SKOK Wołomin. Prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa. Ale po zmianie władzy i przejęciu prokuratury przez Zbigniewa Ziobrę w lipcu 2016 r. śledztwo zostało podjęte. Zbigniew Kuźmiuk, polityk PiS i członek Rady Politycznej tej partii, nie krył satysfakcji. W „Naszym Dzienniku” pisał: „Zwracam uwagę na wszczęcie tego postępowania przeciwko KNF, ponieważ wówczas rządząca Platforma i duża część mediów sugerowały, że to Kasa Krajowa i senator Grzegorz Bierecki są odpowiedzialni za upadłość SKOK Wołomin i konieczność wypłaty kwoty ponad 2,2 mld zł z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oszczędzającym w tej Kasie”.
Obarczenie KNF za „aferę SKOK” było od lat obronną strategią PiS.