Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Mój pierwszy raz

Felieton interaktywny, napisany przez przyjaciółki i przyjaciół autora.

Widmo krąży po mediach – widmo interaktywne. W języku mediów interaktywny to taki program, w którym zamiast senatora Marka Borowskiego czy profesor Jadwigi Staniszkis na antenie radia i telewizji rozlegają się telefony od słuchaczy. Słuchacze i widzowie zamiast słuchać i patrzeć – sami zaczynają mówić. Błędne koło – słuchacze słuchają słuchaczy, a w studiu zostawia się tylko dyżurnego, który odbiera telefony i mówi: „Dzwoni pan Waldemar z Kościerzyny”.

Program interaktywny oznacza upragnioną wymianę elit, gdyż trudno sobie wyobrazić, iż były prezydent czy członek akademii nauk wieczorami telefonuje do radia, by przekazać swoje stanowisko w sprawie szczepień lub Unii Europejskiej. Nawet ambasador Mosbacher nie telefonuje do premiera po nocach, tylko przekazuje swoje refleksje na piśmie. (Premiera trudno zresztą złapać telefonicznie, gdyż albo jest na nabożeństwie, albo na spotkaniu, albo – jak z panem Solorzem – na jednym i drugim jednocześnie). Zamiast autorytetów, zaproszonych z wielkim trudem do radia, wpuszczamy na antenę seniorów, choćby panią Janinę z Wałbrzycha, która telefonuje, żeby powiadomić, że dzieci w szkole są przeciążone nauką i tornistrami, a przecież mają prawo do szczęśliwego dzieciństwa, lub że mycie zębów w szkole powinno trwać najmniej tyle co mycie nóg. Media interaktywne mają ogromną przewagę nad tradycyjnymi: zamiast samemu przygotowywać program, wpuszczamy na antenę kogokolwiek (wszak go nie znamy), a sami oglądamy w tym czasie „Kropkę nad i” lub ucieramy twaróg na paschę.

Zamiast tworzyć w mękach felieton, lepiej zlecić pisanie czytelnikom. Kończą się felietony w starym stylu, które wymagały kultury Toeplitza, erudycji Hartmana, poczucia humoru Głowackiego i Tyma. Teraz wszystko musi być interaktywne!

Polityka 51/52.2018 (3191) z dnia 18.12.2018; Felietony; s. 142
Reklama