Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Rękę już posoliłem

O odpiłowanie Kościoła od państwa oficjalnie upomniała się Barbara Nowacka.

Pan Mietek ma 52 lata, żonę i trzech synów. Mieszkają pod Suwałkami, oboje pracują. Lubię z nim pogadać, on ze mną zresztą też. – Wie pan, panie Stasiu, że ja chodzę do kościoła... – Niech się pan nie przejmuje, może panu przejdzie – starałem się podtrzymać go na duchu. – Synom już przeszło. A mi w kościele najbardziej księża przeszkadzają – wyznał. Pocieszyłem go, że jeszcze bardziej przeszkadzają Panu Bogu. Zaśmiał się: – I pan, niewierzący, to mówi? – Ależ panie Mietku, ja w pewnym sensie jestem wierzący, tylko… Czy pan uważa, że Bóg jest wszechmogący? – Absolutnie tak. – No właśnie, więc gdy stworzył świat, to się połapał, że zagniótł ciasto z zakalcem. Wtedy siłą swej wszechmocy przestał istnieć. Tak chciał.

Pan Mietek patrzył na mnie dłuższą chwilę i nagle powiedział: – Panie Stasiu, chyba coraz więcej osób zaczyna w ten sposób myśleć. Poszliśmy z żoną na niedzielną sumę. Jeszcze dziesięć lat temu tłum był taki, że się zdarzało na dworze stać. A teraz w ławce się rozsiadłem jak Batory pod Pskowem. Żona na osobnej też tylko z mamą siedziała. Cicha taca brzęczała chwilami niczym stado świerszczy.

Widziałem, że pan Mietek czuje się lekko zagubiony, i wcale mu się nie dziwiłem. W uszach od świąt wciąż słyszę werble biskupich żądań, by Polska stała się tą z marzeń Kościoła. Wędzoną w kadzidlanym dymie zakazów i pouczeń, jak żyć bez grzechu tak jak oni. Bruksela rękę na nas podnosi, suwerenność wymiaru sprawiedliwości podważa i „miękkim totalitaryzmem” dusi katolików. A przecież „bez Dekalogu i poszanowania praw każdego człowieka od chwili poczęcia do naturalnej śmierci nie będzie sprawiedliwej ani w pełni wolnej Polski” (abp Jędraszewski). Wolałbym zjeść własną rękę, niż doczekać Polski, jaka majaczy się hierarchom.

Polityka 2.2019 (3193) z dnia 08.01.2019; Felietony; s. 89
Reklama