PiS uległ presji i każe zabić 210 tys. dzików, czyli w praktyce przeprowadzić eksterminację gatunku. Wybory samorządowe pokazały, że Prawo i Sprawiedliwość musi zdobyć duże poparcie wsi, bez niego trudno mu myśleć o pozostaniu u władzy. Nie pomoże w tym coraz większy zasięg wirusa ASF, afrykańskiego pomoru świń. Obecnego u dzików na wschodzie kraju. Zabójczego dla trzody chlewnej. Powodującego zamęt w branży rolnej, obawiającej się rozprzestrzenia choroby na resztę kraju.
Bioasekuracja za trudna dla polskich rolników
Hodowcy obrywają po kieszeni i domagają się, aby rząd działał. Nie chcą tzw. bioasekuracji, bo to poważna dolegliwość. Nie można mieć bałaganu w zagrodzie. Podobnie jak np. w lotnictwie potrzeba żelaznej dyscypliny i przestrzegania procedur. Mycia rąk, zmiany ubrań, pilnowania mat dezynfekujących, zamykania chlewni, odpowiedniego karmienia albo uważania, czy słoma rozkładana w chlewie nie pochodzi z pola, po którym mogły chodzić zarażone wirusem dziki. Takich męczarni nikt, nie tylko polski chłop, nie lubi. A tylko tak można zwalczyć chorobę w populacji świń mimo występowania jej u dzików.
Czytaj także: Weterynarze mają dość
PiS poluje na głosy
Choć zmniejsza się liczba osób utrzymujących się bezpośrednio z rolnictwa, to na atmosferę na wsi wpływa nastrój hodowców. Chandra szwagra albo utrata płynności przez sąsiada odbija się na emocjach całych lokalnych społeczności. Wpływa też na kondycję przedsiębiorstw działających w okolicznych większych miejscowościach gminnych czy powiatowych, gdzie rolnicy robią zakupy. Rząd składa więc obietnicę, że zajmie się problemem i rolników od odpowiedzialności wyręczy.
Polityczna cena za wystrzelanie dzików nie jest wysoka. W wyborach samorządowych PiS zdobył znaczną część głosów wśród rolników i osób słabiej wykształconych. W roku wyborczym i w obliczu wzbudzającej strach epidemii może więc puścić mimo uszu opinie tych naukowców, którzy przytaczają argumenty przeciw strzelaniu do dzików. Gdzieś tam jest jeszcze domniemanie – takie rozważania snuje m.in. minister rolnictwa – że być może komuś zależało, by przyłożyć polskiej trzodzie, i wirus nam podrzucił.
Dziki to nie Puszcza Białowieska
Za dzikami nie wstawi się też Komisja Europejska, to nie chroniona europejskim prawem Puszcza Białowieska. PiS może też zignorować protesty mieszkańców wielkich miast, wegetarian lub członków organizacji pozarządowych. W obronie dzików brakuje amunicji i to nie w metropoliach PiS łowi głosy. Jakimś kłopotem może być chyba jedynie sprzeciw samych myśliwych, którzy nie będą chcieli uczestniczyć w tak masowym mordowaniu zwierząt.
Czytaj także: Minister rolnictwa zachęca do odstrzałów, ASF idzie dalej
ASF groźne nie tylko w Polsce
Z chorobą walczy duża część Europy, nie tylko ze wschodu kontynentu, gdzie ASF obecny jest od kilku lat. Jesienią wirus pojawił się u dzika w Belgii, gdzie już słychać wezwania do strzelania. Intensywny odstrzał prewencyjny prowadzą Niemcy. Na granicy z nimi Dania chce budować płot. ASF jest też ogromnym problemem w Chinach, gdzie trzyma się najwięcej świń na świecie, a populacja dzików oceniana jest na ponad 30 mln. Chińskie władze zakazały w grudniu hodowli świń na obszarach zamieszkanych przez dziki. Twierdzą też, że szczep wirusa znaleziony u dzików różni się od tego znajdowanego chlewach.
Politycy wbrew opiniom specjalistów i naukowców
Wiadomo, że polowania na dziki mogą przyczynić się do rozwleczenia choroby. Specjaliści zajmujący się ASF apelują, to wnioski z dotychczasowego przebiegu epidemii, do której rozszerzenia przyczynili się także polujący, by z udziału w strzelaniu zrezygnowali właściciele i pracownicy gospodarstw hodujących świnie oraz lekarze weterynarii. Eksperci dodają, że jeśli dojdzie do gwałtownego rozszerzenia zasięgu choroby, to odpowiedzialność przypisać będzie można tylko tzw. czynnikowi ludzkiemu. Przed takim obrotem spraw i trudnymi do przewidzenia skutkami dla środowiska przestrzega środowisko naukowe, w tym ponad trzystu biologów podpisanych pod listem do premiera. Warto to stanowisko znać.