Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dąsy i pląsy

Bunt liliputów

Od lewej: szef PO Grzegorz Schetyna, przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, lider SLD Włodzimierz Czarzasty, liderka Inicjatywy Polska Barbara Nowacka, szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i przewodnicząca Unii Europejskich Demokratów Elżbieta Bińczycka. Od lewej: szef PO Grzegorz Schetyna, przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, lider SLD Włodzimierz Czarzasty, liderka Inicjatywy Polska Barbara Nowacka, szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i przewodnicząca Unii Europejskich Demokratów Elżbieta Bińczycka. Mateusz Grochocki / East News
Chociaż opozycja, wystawiając jedną listę, bez trudu pokonałaby PiS w obu ­nadchodzących wyborach, jest teraz od tego dalej niż jeszcze kilka tygodni temu. ­Kilkuprocentowe ugrupowania na nowo kalkulują swoje szanse.
Partia Schetyny będzie musiała ustąpić na opozycyjnej ławce więcej miejsca, niżby to wynikało z proporcji sił, bo bez małych koalicjantów nie wygra z PiS.Filip Radwański/Forum Partia Schetyny będzie musiała ustąpić na opozycyjnej ławce więcej miejsca, niżby to wynikało z proporcji sił, bo bez małych koalicjantów nie wygra z PiS.

Zamiast tworzenia jednej dużej koalicji trwają próby zawarcia sojuszy cząstkowych, dwuczłonowych, zdobycia przewagi, która pozwoli na występowanie z pozycji siły. Przeciągany jest zwłaszcza PSL, choć w tej chwili chyba najbardziej prawdopodobna jest koalicja w wyborach europejskich ludowców z Platformą, na bazie wspólnej frakcji w europarlamencie, czyli EPP. Koalicja Obywatelska natomiast, jak ostatnio stwierdziła Katarzyna Lubnauer, to formacja stworzona jednorazowo na wybory samorządowe i obowiązuje tylko lokalnie, a na kolejne wybory trzeba tworzyć od zera nową. Opozycyjni liderzy dają do zrozumienia, że wiele się dzieje, tylko tego na razie nie widać. Pytanie tylko, czy zjednoczenie zdążą zobaczyć wyborcy.

Jednocześnie sondaże w ostatnim czasie dowiodły dwóch rzeczy: opozycyjne partie idące do wyborów oddzielnie na pewno nie pokonają PiS, ale decydując się na jedną listę, na pewno z partią Jarosława Kaczyńskiego wygrają, zarówno do PE, jak i do Sejmu oraz Senatu. To istotne badania, bo mierzą się tezą, iż „elektoraty opozycyjne nie dodają się prosto”, że „część nie zagłosuje na wspólną listę, bo nie zaakceptuje jednego z członów koalicji” itp. Jak się okazuje, mimo ewentualnych strat i tak szeroki sojusz antyPiSu – PO, N, SLD, PSL, w innej wersji także z Biedroniem czy Teraz! Petru – mógłby liczyć na 45–50 proc. głosów. Dałoby to wygraną nawet z koalicją PiS i Kukiz’15.

Sytuacja wydaje się więc politycznie, wręcz politologicznie, całkowicie klarowna: robimy wspólną listę, z programowym minimum i podziałem miejsc proporcjonalnie do średniej sondażowej (wybory samorządowe pokazały ich wysoką wiarygodność). Potem podział ministerstw adekwatnie do liczby posłów z poszczególnych koalicyjnych partii, jacy dostali się do Sejmu, może umówienie się na kolejne przyspieszone wybory po posprzątaniu po PiS.

Polityka 3.2019 (3194) z dnia 15.01.2019; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Dąsy i pląsy"
Reklama