Powódź niemal całkowicie zdominowała w ostatnim okresie życie polityczne. Dla rządzącej od niespełna roku koalicji to pierwsze takie doświadczenie. Pytanie, jak długo ten stan nadzwyczajny jeszcze potrwa i jak się przełoży na polityczny układ sił.
Gdyby w rządzie zasiadał cesarz Wespazjan, a w Polsce nie brakowało toalet publicznych, minister finansów mógłby zakrzyknąć: pecunia non olet. W obecnej sytuacji pozostaje negocjować w koalicji każdy miliard. Ale to nie pieniądze są największym problemem, a niezgodność co do obranego kursu.
Odmieniana latem na wszelkie sposoby fraza „kryzys w koalicji” okazała się przesadzona. Bo nawet jeśli napięć nie brakowało, sporą część z nich udało się rozbroić zadziwiająco łatwo. Ale bez odrobienia tej lekcji kłótnie będą cyklicznie powracać.
Wielu wyborców rządzącej koalicji zastanawia się, czy wszystko idzie zgodnie z planem i Donald Tusk kontroluje sytuację, a może przeciwnie – przedwcześnie nastał czas improwizacji i chaosu, jak u schyłku poprzednich rządów Platformy. To kluczowe pytanie u progu „prezydenckiego” sezonu.
PiS oddał kontrolę nad produkcją amunicji prywatnym firmom; TK zajmie się odpowiedzialnością szefa NBP; kto wysadził Nord Stream; Szymon Hołownia zapowiada tzw. radę koalicji; Tour de France i dyskryminacja kobiet.
Muszę przyznać, że gdy powstawała kordonowa koalicja, nie przypuszczałem, że liderowi PO uda się tak skutecznie zmarginalizować jej pozostałych uczestników. Przebudzenie z tego osobliwego snu może być bardzo nieprzyjemne.
O co ostatnio chodzi Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi? – to pytanie zadaje sobie wielu polityków i dziennikarzy. Czy tylko chce wzmocnić pozycję PSL w koalicji, czy może jednak zamierza ją opuścić i zaczął flirt z PiS?
Dla PiS wyborem najbardziej oczywistym byłby Mateusz Morawiecki. To jednak działałoby na wyborców obecnego rządu jak płachta na byka. A jaką taktykę obierze koalicja 15 października?
Aborcyjna demonstracja pod Sejmem nie była najliczniejszą w historii, ale kobiece protesty w Polsce mają to do siebie, że są jak bomba z opóźnionym zapłonem. Imposybilizm premiera może tu zadziałać jak katalizator.
Marine Le Pen stwierdziła: „Gdyby nie zostało zawarte to nienaturalne porozumienie między Macronem a skrajną lewicą, Zjednoczenie Narodowe miałoby absolutną większość”. Przypomina to żale PiS, że gdyby nie koalicja 15 października, to nadal rządziłby Polską.