Wicekierownik
Kim jest prawa ręka Tuska? Superminister Berek nie ma teki, ale ma władzę. Taki wicekierownik
Premier Donald Tusk mówił o nim jakiś czas temu, że jest „jednym z najbardziej kompetentnych ludzi w rządzie, jakich w ogóle w życiu spotkał”. Minęły właśnie dwa miesiące, odkąd Maciej Berek dostał od premiera funkcję o nietypowej nazwie: „ministra nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu”. O potrzebie istnienia takiego superministra sam mówił, kiedy jeszcze rządziło Prawo i Sprawiedliwość: „Jestem w stanie wyobrazić sobie osobę z prawem do decydowania o tym, co puszcza dalej, a czego nie, i które projekty idą jakim trybem. To wymagałoby bardzo silnej pozycji politycznej, bo klub sejmowy jest samodzielny, posłowie sprawują wolny mandat, ale musi być jakiś »kierownik procesu legislacyjnego«” („Dziennik Gazeta Prawna”, luty 2023 r.). Dopytywany o to, kto mógłby nim być, dodawał: „Może powinien to być urzędnik, który jest bardziej polityczny i przychodzi i odchodzi razem z ekipą? Czy może polityk, który czerpie wiedzę z urzędów, które z nim kooperują? To jest do przemyślenia”.
Gen państwowca
Wygląda na to, że przemyślał sprawę i dlatego już pod koniec rządów PiS wrócił do współpracy z Donaldem Tuskiem. Znają się z Gdańska, skąd obaj pochodzą. Premier jest o 15 lat starszy. Przy jakiej okazji się poznali? W tej kwestii się spierają. Według Berka – gdzieś na początku lat 90. w Gdańsku, w Fundacji Integracji Europejskiej. Tusk, który zwykł wszystko pamiętać, uważa, że później, choć też w latach 90. i w Gdańsku. Pod koniec tych lat pracowali już razem w Senacie – Tusk jako wicemarszałek, a Berek, absolwent prawa na Uniwersytecie Gdańskim, jako zastępca dyrektora Biura Prawno-Organizacyjnego.
Młody prawnik w 1997 r. trafił do Senatu w drodze rekrutacji, odpowiedziawszy na ogłoszenie w „Rzeczpospolitej”.