Przeżyliśmy kilka niezwykłych dni. Żałoba po śmierci Pawła Adamowicza wypełniła się zbiorowymi emocjami, jakich Polska dawno nie widziała. Tłumy milcząco czekające w wielogodzinnej kolejce, żeby pokłonić się przed trumną Prezydenta; setki tysięcy zniczy zapalanych na rynkach polskich miast; łzy na ulicach i przed kamerami – odkrywana na nowo potrzeba bycia razem. A jednocześnie narastające poczucie, że polskie państwo nie podziela tej żałoby, że się od niej opędza, chce przeczekać. Przykrych, niekiedy wręcz żenujących gestów mieliśmy w tych dniach aż nadto: demonstracyjne „spóźnienie się” Jarosława Kaczyńskiego na skromną sejmową uroczystość żałobną; potem w przeddzień gdańskiego pogrzebu zbiorowy wyjazd całego „kierownictwa partii i rządu” na Wawel, w celu złożenia hołdu Lechowi Kaczyńskiemu (!