Pierwsza rozprawa może być zapowiedzią, że Stefan W. nie ułatwi sądowi zadania. Zamknięty w przezroczystej klatce, wcześniej tak chętny, by mówić, zaskoczył zgromadzonych milczeniem.
To nie pisowska telewizja, ale PO oraz inspirowane przez nią lewicowo-liberalne media zaszczuwały prezydenta Gdańska, który 13 stycznia 2019 r. padł ofiarą ataku nożownika. Taki przekaz niesie film dokumentalny (?) Marcina Tulickiego.
Wiele osób wyrażało nadzieję, że śmierć Pawła Adamowicza coś zmieni, naprawi, stonuje. Ale atmosfera życia publicznego raczej się pogorszyła, niż polepszyła. Natłok nowych zdarzeń i problemów zepchnął w cień tamtą tragedię. Zatarł pamięć społeczną. Czy tylko to?
Chyba nieprzypadkowo coś takiego zafundowano widowni TVP w drugą rocznicę zamachu na prezydenta Gdańska. Było dużo czasu, żeby doprowadzić zabójcę przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, a przynajmniej sformułować akt oskarżenia.
Opinie dziennikarzy o roli telewizji publicznej w zamachu na Pawła Adamowicza „mieściły się w granicach krytyki” – orzekł sąd i odrzucił oskarżenia TVP.
To pytanie raz po raz powraca w rocznicę tragicznej śmierci prezydenta Gdańska. Choć do zabójstwa doszło na oczach tłumów, wciąż nie ma jasności co do stanu umysłu zabójcy.
Za nami trzecia w ciągu dwóch miesięcy żałoba narodowa. To wyjątkowy splot tragicznych zdarzeń czy próba poruszenia społecznych emocji?
Proces Stefana W., zabójcy Pawła Adamowicza, z pewnością będzie pilnie śledzony przez opinię publiczną. Nadarza się okazja do odrobienia lekcji z psychiatrii i psychologii. W reakcjach na tragedię ujawniły się bowiem pokutujące w społeczeństwie stereotypy i zwykła niewiedza.
Każdy obywatel ma prawo, a wręcz obowiązek powiedzieć Telewizji Polskiej, że przyczyniła się do śmierci prezydenta Gdańska, jeśli ma takie przemyślenia oparte na rzeczowych podstawach.
Przybycie do siedziby PiS trzech ministrów na wezwanie Zwykłego Posła jest faktem ustrojowo ciekawym. I jak tu nie porównywać państwa dobrej zmiany z okresem tzw. demokracji socjalistycznej?