Czy chodziło o to, aby wymusić na PiS dymisję Jacka Kurskiego?
To oficjalne uzasadnienie bojkotu: dopóki Kurski pozostanie na stanowisku, dopóty noga żadnego polityka PO w rządowej telewizji nie postanie. Cóż, pisowska moc z tego powodu chyba nie truchleje. Nie to nie. A Kaczyński i tak wymieni sobie Kurskiego wtedy, gdy uzna za stosowne. Gorzej, jeśli po drodze wydarzy się jakaś istotna okoliczność, która sprawi, że akurat wyjątkowo, ten jeden jedyny raz, warto pokazać się w studiu TVP. I co wtedy? Skuteczna polityka mimo wszystko wymaga pewnej elastyczności. Zwłaszcza że idą kampanie wyborcze, odbywać się będą debaty telewizyjne w rozmaitych formatach. Szkoda z góry zamykać sobie do części z nich drogę.
Czytaj także: Nastąpił symboliczny koniec Telewizji Polskiej. Pora na Telewizję Publiczną
Zademonstrować sprzeciw wobec tego, co wyczynia publiczny nadawca?
To mimo wszystko zbyt oczywiste. Może więc wzmocnić czytelnym gestem? W porządku, tyle że informacja o bojkocie pożyje co najwyżej dwa dni, po czym zostanie przykryta kolejnymi równie istotnymi newsami. Za to widzowie rządowej szybko przestaną dostrzegać nieobecność w okienku ludzi z PO. Nadal będą za to bombardowani zmanipulowanymi komunikatami, że Platforma taka i owaka. Teraz już niczym niekontrowanymi.
Przestać udawać, że TVP to telewizja jak wszystkie inne i legitymizować propagandowe, a często po prostu nienawistne plugastwo?
To akurat jest istotny argument.