Krytycyzm wobec rządów PiS rośnie już nawet u tych, którzy pomogli tej partii dojść do władzy. „Jestem frajerem do kwadratu, bo pomogłem Dudzie wygrać z Komorowskim. Mój samodzielny filmik z darciem plakatu zmienił dynamikę kampanii” – wyznaje podróżnik, dziennikarz i biznesmen Wojciech Cejrowski, który swój wysiłek uważa dziś za bezsensowny. Okazało się bowiem, że PiS „to miękkie parówki”, które obiecywały polskie sprawy stawiać twardo, „a nie umieją Tuska porządnie przesłuchać i wsadzić go za kratki”, w dodatku „jeździli po jakichś Komisjach Weneckich, dawali sobą pomiatać, a ostatecznie dali sobie nakopać po pysku”.
Cejrowskiemu żal Polski, bo w dzisiejszym świecie nic nie jest dla niej dobre; wszystko jest wyłącznie złe albo jeszcze gorsze. Weźmy UE, o której mówi się, że dała Polsce 143,7 mld euro, chociaż wcale nie dała, tylko zabrała. „Powiedzmy, że zbudowali nam basen w Koszalinie. Za unijne. A do kogo poszła forsa za rury do basenu, za wyposażenie, okna, kafle i zjeżdżalnie? Do polskich fabryk nie poszła. Pojechała do Niemiec” – wyjaśnia Cejrowski. Zresztą nawet jeśli Unia nam te 143,7 mld dała, powiada, to jeszcze gorzej, bo kasa „została odessana jakiemuś Belgowi czy Holendrowi. A z jakiej racji odsysamy? Kradzione nie tuczy. Lepiej więc nie brać z Unii ani grosza” – przestrzega podróżnik, który dobrze wie, co mówi, bo w swoim gospodarstwie rolnym nie bierze unijnych dotacji, a mimo to dobrze mu idzie.
Cejrowski nie ma złudzeń: „Wspólny rynek jest dobry dla zagranicy, a nie jest dobry dla Polski”. Równie szkodliwe są interesy z Rosją. „Ekonomicznie powinniśmy zacisnąć zęby i nie robić żadnych interesów z Rosją” – przestrzega.