EWA WILK: – Podczas spektaklu założycielskiego Wiosny został pan przedstawiony jako mózg nowej partii. Na pytanie, dlaczego zdecydował się pan zaangażować politycznie, odpowiedź znalazłam w trzecim od końca zdaniu pańskiej ubiegłorocznej głośnej książki „Nowy autorytaryzm”: „Nie możemy się wzdragać przed obstawieniem lidera, który ucieleśni nasz projekt polityczny”. Co ucieleśnia Robert Biedroń?
MACIEJ GDULA: – Pisałem o tym w książce: nie wystarczy pokonać Kaczyńskiego, żeby zmienić system rządów w Polsce. Nie wystarczy być na nie. Musi być jakieś tak. I Biedroń owo tak oferuje. Jest nastawiony na współpracę. Jeśli jako społeczeństwo chcemy się zmierzyć z największymi problemami współczesności, sprostać wyzwaniom ekonomicznym czy ekologicznym, to musimy ze sobą współpracować. Warunek: uznamy, że różnimy się od siebie. Pluralizm jest punktem wyjścia do mobilizacji wspólnych sił. Bez tego będziemy – jak za Tuska – czekać na zmiany albo – jak za Kaczyńskiego – czekać na sygnał z centrali.
Pisze pan w swej książce, że rzeczywistość odsyła do lamusa obecne formy uprawiania polityki. Jakie są te nowe?
Polityka bardzo się zmieniła. O wiele więcej niż kiedyś znaczą liderzy. I o wiele istotniejsze niż ideologie są wydarzenia. Np. zabójstwo Pawła Adamowicza to takie dramatyczne wydarzenie, które będzie oddziaływać na cały 2019 r., będzie swoistym punktem odniesienia.
A ci nowi liderzy? Biedroń bynajmniej nie jest przywódcą, lecz showmanem.
Wymyśla nowe sposoby uprawiania polityki. Zarzuca mu się narcyzm, ale to nie jest trafny zarzut. On raczej przepuszcza przez siebie rozmaite treści społeczne, by z tego budować wspólny program.