Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kasa na głosy

Przy-PISy Redaktora Naczelnego

Jerzy Baczyński Jerzy Baczyński Polityka
Opozycja, jeśli chce wygrać i jak najprędzej zatrzymać erozję państwa, nie ma wyboru: musi się trzymać formuły „nie odbierzemy niczego, co PiS dał, oddamy to, co PiS zabrał”. A będzie co oddawać.

Konwencja wyborcza PiS miała się odbyć wcześniej, ale huk z kapiszona, jak określano „taśmy Kaczyńskiego”, na dłuższy czas ogłuszył partię. Dopiero teraz, po odczekaniu paru tygodni, zdecydowano się odpalić – znów cytat – programowe petardy, sygnalizujące przejście do kontrataku. Poczucie zagrożenia skutkami afery (wzmocnione ostatnimi sondażami, które nowej Koalicji Europejskiej po raz pierwszy dawały zwycięstwo nad PiS) skłoniło partię do sięgnięcia po – szykowaną zapewne na jesień – amunicję. Tu trzeba od razu pogratulować zdolności przewidywania liderom opozycji, Schetynie i Kosiniakowi-Kamyszowi, bo obie partie już dawno przedstawiły plan objęcia świadczeniem 500 plus także pierwszego dziecka oraz wypłaty tzw. trzynastej emerytury w wysokości 1100 zł. Nieważne, czy mieli przecieki, że takie właśnie obietnice PiS zamierza rzucić na kampanie wyborcze, czy sami uznali, że tak trzeba, dość, że opozycja przynajmniej na poziomie obietnic wyborczych nie dała się uprzedzić. Stąd tak intensywne zabiegi podczas konwencji PiS, aby – co do zasady – podważyć wiarygodność wszelkich obietnic PO-PSL („my dajemy, oni tylko mówią, że dadzą”). Puszczono nawet kabaretowy filmik, obśmiewający „imposybilizm polityków opozycji” i ich niegdysiejsze zapewnienia, że 500 plus nie da się sfinansować.

Główne partie Koalicji Europejskiej rzeczywiście znalazły się w komunikacyjnym kłopocie, bo przecież nie można dezawuować propozycji PiS, jeśli się je samemu wcześniej zgłaszało. Żart Mateusza Morawieckiego – „tak szanujemy opozycję, że realizujemy jej obietnice” – dość dobrze oddaje sytuację klinczu, w jakim polska polityka znalazła się u progu tegorocznych kampanii. PiS zasadniczo zmienił reguły wyborczej gry (więcej o tym w tekście „Rejestrator lotu”). W czasach przedpisowych kampanie nie były aż tak jawnie cyniczne; owszem, odbywały się festiwale obietnic, rywalizowano hojnością świadczeń społecznych, rozmachem inwestycji, poziomem podatków itd., ale to PiS dokonał (cytuję premier Szydło z konwencji) „kopernikańskiego odkrycia”: wybory wygrywa się dzięki konkretnym pieniądzom wypłaconym konkretnym ludziom. Opozycja, właściwie cała, potwierdziła, że wyciągnęła wnioski z poprzedniej przegranej i już nikt nie da się obsadzić w roli „partii obrońców budżetu”, międlących o nudnych programach. Według zgrubnych obliczeń, złożone na konwencji PiS obietnice będą kosztować ponad 40 mld zł rocznie; PO i PSL, zgłaszając swoje propozycje, musiały się liczyć z podobnym obciążeniem publicznych finansów. Także Robert Biedroń obliczył wartość obietnic Wiosny na 35–40 mld zł. Słowem, politycy wszystkich głównych partii niezależnie ocenili, że nie ma co startować w tych zawodach bez zaoferowania wyborcom minimum 40 mld zł rocznie dodatkowo. Proste.

Ale PiS w tej grze postanowiło opozycję przechytrzyć, wykorzystać lepszy punkt startu i finansowe obietnice powyborcze realizować już w trakcie kampanii. Więc prezes Kaczyński przedstawił na konwencji następujący plan wypłat. Od 1 maja, a więc na trzy–cztery tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, wszyscy emeryci dostaną jednorazowo po 1100 zł, tak żeby nawet mając słabą pamięć, jak to u starszych ludzi, nie zdążyli zapomnieć o złożeniu dowodów wdzięczności do szklanej urny. Towarzyszy temu zapowiedź, że jeśli obecna władza wygra, to w przyszłym roku ona też okaże wdzięczność i może da kolejną „trzynastkę”. Droższe będą wybory parlamentarne, bo już od 1 lipca ma być wypłacane po 500 zł na każde dziecko, a tuż przed wyborami zapewne jeszcze po 300 zł „piórnikowego”. W sumie w tym roku będzie to dodatkowo ok. 20 mld. Te pieniądze mają obsłużyć obie „tury wyborów”, europejskie i krajowe, oraz wziąć w finansowe kleszcze – wypłatami majowymi i lipcowymi – datę i Ruch Społeczny 4 czerwca. Poza tym już nic więcej, żadnego – jeśli ktoś się spodziewał – „programu europejskiego” na wybory do PE, nic o bezpieczeństwie Polski i polityce zagranicznej, żadnego planu reformy służby zdrowia, opanowania chaosu w oświacie, w wymiarze sprawiedliwości, nic o podwyżkach dla nauczycieli, pielęgniarek, policjantów, o realizacji wielkich inwestycji. Na trzygodzinnej wyborczej konwencji PiS, poza jasną ofertą „kasa za głosy”, w zasadzie żadne tzw. propozycje programowe nie padły.

Prosta oferta została pobieżnie opakowana w ideologiczną, mocno prześwitującą kopertę. Kaczyński z Morawieckim niemal dosłownie cytowali frazy Orwella z „Roku 1984” („Wojna to pokój, Wolność to niewola, Ignorancja to siła” etc.), ogłaszając na konwencji, że „Wolność to zasobność” albo: „Europejskość to zawartość portfela”. Zredukowanie relacji obywateli z własnym państwem i z Unią Europejską do wymiaru portmonetki było po raz n-ty odwołaniem się do idei „ciemnego ludu”, który ma kupić przekaz (cytuję Beatę Szydło) o hojnym „prezencie Jarosława Kaczyńskiego dla Polaków” (TVP dostała właśnie miliard złotych na przedwyborczą propagandę). Hasło rzucone na konwencji przez Jarosława Kaczyńskiego „My wypełniamy kieszenie!” brzmiało jak jawna deklaracja klientelizmu w charakterze państwowej ideologii: jeśli weźmiemy całą władzę, to i dla was coś z budżetu skapnie. Czy ta oferta może zostać przyjęta przez większość wyborców? Oczywiście, może. Dlatego radosna konwencja PiS była jednym z najsmutniejszych widowisk politycznych w historii wolnej Polski.

Niestety, gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Opozycja pozostanie więc zapewne w retoryce, że nowe 500 plus i „trzynastka plus” to tylko mokre kapiszony, echo dawno już odpalonych przez PO-PSL obietnic. Te 30–40 mld od przyszłego roku tak czy owak trzeba będzie zapłacić, nawet tym, którzy absolutnie tego nie potrzebują, i kosztem prawdziwej polityki społecznej, zdrowotnej, oświatowej w przyszłości. Taka jest cena praw nabytych czy rozdanych. Tylko że za te miliardy można jeszcze w pakiecie dokupić sobie satrapię.

Opozycja, jeśli chce wygrać i jak najprędzej zatrzymać erozję państwa oraz samej polityki, nie ma wyboru: musi się trzymać formuły „nie odbierzemy niczego, co PiS dał, oddamy to, co PiS zabrał”. A będzie co oddawać.

Polityka 9.2019 (3200) z dnia 26.02.2019; Przy-PISy Naczelnego; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Kasa na głosy"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną