Dla niezależnych mediów utrzymujących się wyłącznie dzięki odbiorcom ostatnie lata były trudnym testem. Ale takie są czasy, że dla polskich demokratów wyzwania i zadania się nie kończą.
Po autoprezentacji Nawrockiego na wiecu partyjnym, nazwanym Kongresem Obywatelskim, mniej więcej wiadomo, jaki będzie tzw. propagandowy spin. Trzaskowski startuje do tych wyborów jako faworyt, ale do głosowania jeszcze pół roku, a PiS jest dobry w kampanijnych mistyfikacjach.
PiS podpisuje Republikanom polityczne czeki in blanco. Jeśli Trump zacznie się układać z Putinem w sprawie Ukrainy na tyle, że Kreml będzie się jawił jako zwycięski reżim, Kaczyński i jego ekipa będą świecić oczami za Trumpa nieporównanie bardziej niż dotąd za proputinowskiego Orbána.
Ważne, żeby przyszły polski prezydent miał nie tylko poważanie w Europie, ale mógł być także łącznikiem między Unią i USA. Czyli, mówiąc krótko: Trzaskowski i Sikorski (kogokolwiek wskażą koalicyjne prawybory) – tak; antyunijny, trumpisowski „LizUS” – nie.
Trump przerobił politykę na wrestling, błazeńskie zapasy, kiedyś zwane wolnoamerykanką, i Demokraci na ten ring weszli. Była to najgorsza, najgłupsza kampania we współczesnej historii USA.
Czarnek jest takim lokalnym mini-Trumpem, a w każdym razie na niego jawnie pozuje. Rubaszny, chamski, agresywny, rechototwórczy, a przy tym demonstrujący swoją religijność, patriarchalną rodzinność, narodowy szowinizm. Zwycięstwo Trumpa w Stanach byłoby potwierdzeniem skuteczności takiej metody.
Po październikowych wyborach nastał dwuletni okres przejściowy – do czasu zmiany w Pałacu Prezydenckim, z czego połowa minęła. Jednak to trochę zwodnicze alibi. Bierność w oczekiwaniu na „swojego prezydenta” może spowodować, że tego „swojaka” nie będzie.
Polityka duraczeje, choć po 15 października miała zmądrzeć. Pozostaje nadzieja, że jeśli nie udało się po tamtym październiku, to może po tym? Jeśli nie po tamtej, to może chociaż po naszej stronie?
Kredyt udzielony nowej władzy rok temu nie został jeszcze wyczerpany, choć jest pytanie, czy utrzyma się on do decydującej, majowej prezydenckiej rozgrywki. Tusk będzie musiał wykazać się jeszcze większą maestrią niż ta, którą pokazał w kampanii parlamentarnej. Wrócił, przepędził PiS, ale musi znowu wygrać, aby wszystkiego nie przegrać.
Daleko na razie do „spłynięcia rządu Tuska” wraz z falą powodziową, co wróżyły propisowskie media. W prawicowych komentarzach widać było „szok i niedowierzanie”.