Kraj

Polityczny tombak

Daleko na razie do „spłynięcia rządu Tuska” wraz z falą powodziową, co wróżyły propisowskie media. W prawicowych komentarzach widać było „szok i niedowierzanie”.

Można się było spodziewać, że powódź z fazy hydrologicznej przejdzie w fazę polityczną. PiS był wyraźnie pogubiony na początku śląskiego dramatu, trwał bezwład partyjnej machiny, działały jeszcze stare przekazy dotyczące ogólnej nielegalności Donalda Tuska i jego reżimu – w sądownictwie i prokuraturze. Potem dopiero formacja Kaczyńskiego zaczęła krytykować rząd za niezajęcie się powodzią i pozostawienie Polaków samych wobec żywiołu oraz oferowała coraz większą pomoc finansową powodzianom, zwłaszcza na koszt budżetu, którym zawiaduje minister z Platformy. Pojawiły się stare chwyty PiS – polityczny szantaż, moralna i kulturowa wyższość patriotycznej prawicy, zarzut, że Platforma jest partią „zewnętrzną”, dlatego nie interesują jej sprawy pokrzywdzonych zwykłych ludzi, a nawet insynuacja, że powódź musiała być w Polsce, aby ocalić niemiecką Brandenburgię.

Ale te wszystkie insynuacje i wymysły zadziałały wyraźnie słabiej niż jeszcze do niedawna. Polityczne złoto okazuje się na razie tombakiem. Mimo pokrzykiwań w Sejmie ataki PiS były rutynowe, jakoś bez siły i przekonania. Tak się złożyło, że jednego dnia pojawiły się dwa wydarzenia: przemówienie Donalda Tuska w Sejmie z informacją rządu o powodzi oraz odwołanie zaplanowanego na końcówkę września kongresu PiS, który miał nadać tej partii nowy impet, i przeniesienie go na 12 października. To już drugie odwołanie po niedawnej rezygnacji z prawicowego campusu zwanego campisem. Choć Tusk w swoim wystąpieniu odnosił się rzecz jasna do twierdzeń i działań opozycji, wyraźnie dawał do zrozumienia, że jest zajęty czymś innym. Na platformie X napisał, żeby nie przejmować się „szczuciem PiS”, ponieważ „dziś liczą się tylko skuteczna pomoc, solidarność mieszkańców (…). Ważne jest, co kto robi, a nie co kto mówi”.

Polityka 41.2024 (3484) z dnia 01.10.2024; Przypisy; s. 6
Reklama