Rozpoczęło się wielkie sprzątanie po powodziowych zniszczeniach w południowo-zachodniej Polsce. A straty są czasami takie jak po działaniach wojennych (reportaż „Co odsłoniła wielka woda”). Według wstępnych szacunków rządu ucierpiało 749 miejscowości, zgłoszono 11,5 tys. uszkodzonych budynków, 57 tys. osób poniosło realne straty mieszkaniowe. Widać ogromny wysiłek lokalnych społeczności, państwowych i ochotniczych służb. Ma powstać wspólny rządowo-samorządowy program odbudowy, z uruchomieniem przesuniętych z funduszu spójności europejskich środków. Trwają analizy, co zadziałało, a co nie, jaka jest efektywność dotychczasowych rozwiązań, czy da się trwale pomóc Kotlinie Kłodzkiej i podobnym miejscom. Bo okazało się, że wielki zbiornik Racibórz zabezpieczył stolice województw, ale nie było sposobu, aby ocalić mniejsze miejscowości. To była powódź głównie w Polsce powiatowej i gminnej, gdzie mieszkają setki tysięcy ludzi, pracują, prowadzą biznesy w cieniu stałego zagrożenia katastrofą. Powinna się odbyć poważna dyskusja, z ich udziałem oraz ekspertów i polityków, jak ma wyglądać ochrona tego obszaru przed podobnymi kataklizmami, a przynajmniej jak zminimalizować ich skutki (o tym hydrolog Andrzej Jermaczek).
Zbiorowa solidarność i indywidualna ofiarność, jakie było widać w ostatnich dniach, to jedno. Ale nie wszystko funkcjonowało należycie. Pojawiały się błędy w komunikacji, nie wszędzie ostrzeżenia, a potem pomoc docierały na czas, nie wszystkie instalacje zdały egzamin, pogodowe i hydrologiczne prognozy różnych instytucji bywały zbyt rozbieżne, przeciwdziałanie szabrownictwu nie zawsze było wystarczające, szwankowało zarządzanie kryzysowe.