Zaczęto o niej mówić kilka dni po prezentacji programu wyborczego PiS, na której Teresy Czerwińskiej nie było. Spekulowano, że tzw. piątka Kaczyńskiego nawet nie była z minister finansów konsultowana, ona ma tylko znaleźć na nią pieniądze. Prawicowy portal Wpolityce.pl doniósł, że złożyła dymisję, której jednak premier nie przyjął. Nie byłaby dla władzy wygodna ze względów wizerunkowych przed nadchodzącymi wyborami. Wprawdzie Ministerstwo Finansów newsa zdementowało, ale komentatorzy stwierdzili krótko, że portal jest bliższy władzy PiS niż pani minister, więc oficjalne dementi należy traktować jako nieoficjalne potwierdzenie.
Tym bardziej że zaraz potem Czerwińska udała się na zwolnienie, unikając w ten sposób niewygodnych pytań dziennikarzy. Kiedy z niego wróciła, jej publiczne wystąpienie na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego potraktowano jako pożegnanie połączone z przesłaniem do następców. Pochwaliła się dotychczasowymi osiągnięciami i, co prawda w bardzo zawoalowany sposób, ostrzegała przed prowadzeniem nieodpowiedzialnej polityki, mówiąc: „każda decyzja budżetowa, szczególnie w zakresie sztywnych wydatków, powoduje konsekwencje w latach przyszłych. Z tego powodu chcę wspomnieć o istniejących we wszystkich krajach UE regułach, stabilizatorach fiskalnych, które wynikają z dyrektyw oraz Paktu Stabilności i Wzrostu”.
Za każdą cenę
Mówiąc wprost, oznaczało to, że minister finansów jest przeciwna łamaniu tzw. reguły wydatkowej, która powściąga apetyt ekip rządzących na nadmierne zadłużanie państwa. Nie tylko w ciągu jednego roku, ale także wszystkich kolejnych. Przywiązanie do reguły wydatkowej prof. Czerwińska deklarowała nie po raz pierwszy. Wszystkie obietnice wyborcze PiS to właśnie wydatki sztywne, na które trzeba znaleźć pieniądze nie tylko w obecnym roku, ale także w kolejnych latach.