Black Friday w „Polityce”

Rabaty na prenumeratę cyfrową do -50%

Subskrybuj
Kraj

Rach-ciach

Chciałbym, żeby nauczyciele wytrzymali, żeby się nie dali zmanipulować ministerialnym kanciarzom, którzy właśnie zwijają manatki z nadzieją na Brukselę.

Sytuacja w Polsce jest teraz wyjątkowo normalna. Nadszedł Wielki Tydzień i przez siedem dni sobie postoi, a my będziemy czekać na wielkanocny stół z rzeżuszką, barankiem i kraszankami. W zgodzie narodowej, podzieleni jednym jajkiem, wycałujemy się, śpiewając „Wesoły nam dziś dzień nastał”. Następnego ranka dyngusowym śmichom-chichom nie będzie końca. Hej, święta, święta, Alleluja.

Nie upadłem na głowę, tylko opisałem Wielkanoc, jaką rozwiesił nam przed oczami premier, zanim w ostatnią niedzielę odleciał do Brukseli. Trzeba tylko, by nauczyciele przerwali strajk. Choćby na jakiś czas, przecież „zaraz po świętach chcemy ruszyć z inicjatywą okrągłego stołu” – powiedział Mateusz Morawiecki. Teraz najważniejsze jest dobro polskich dzieci; my, dorośli, odłóżmy więc spory na bok – zaproponował. Oczywiście ma rację. Gdy te spory będą leżały na boku, to na drugim boku zaczniemy sobie spokojnie opowiadać, jak bardzo jesteśmy silni gospodarczo, bo na szczęście mamy złotówkę, a nie słabnące euro. Kłamstwem i straszeniem, że opozycja za chwilę wprowadzi obcą walutę, a ceny niebotycznie podskoczą – wiadomo – PiS chce zagłuszyć strajk w edukacji. Podobnie jak KNF, Srebrną, Puszczę Białowieską i wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE. Dla pewności partia rządząca nie wspomina o pewnym drobiazgu – do wprowadzenia euro trzeba byłoby zmienić polską konstytucję. I po co to długie ględzenie o czymś, czego i tak na razie nikomu zrobić się nie da?

Przypomnę jeszcze, że gdy pół roku temu, przed 11 listopada, policjanci masowo zaczęli chorować, żadnego stołu u stolarza nie zamawiano. Rach-ciach dano porządne podwyżki i następnego dnia wszyscy wyzdrowieli. Z nauczycielami będzie znacznie trudniej, bo oni strajkują nie tylko z powodów finansowych. Trójka partaczy – Kaczyński, Szydło, Zalewska – dwa lata temu w obłąkanym pośpiechu rozpoczęła demontaż systemu oświaty. Efekty przeszły najbardziej czarne przewidywania. Nikt wtedy nie mówił o dobru dzieci, bo te zmiany z definicji miały być wspaniałe. Teraz partacze wskazują winnych nauczycielskiego strajku, bo w PiS rządzi zasada: jeśli ktoś został pobity na ulicy, to trzeba ukarać pobitego. Nazywa się więc przewodniczącego ZNP Sławomira Broniarza podnóżkiem Schetyny, ogłasza uśpionym szpiegiem postkomuny, przedstawia jako terrorystę z karabinem, który chce wysadzić w powietrze polską szkołę i wykorzystuje do tego dzieci. Wspomnę tylko, że wśród autorów tych brudów jest dwóch profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i jeden wiceminister kultury.

Rozumiem, że protestujący są w tragicznej sytuacji. Z jednej strony wiedzą, jak zakończył się strajk okupacyjny matek i opiekunów niepełnosprawnych dorosłych w Sejmie. Z drugiej – wbrew temu, co szczekają funkcjonariusze PiS – czują odpowiedzialność za młodzież i jej przyszłość. Walczą również o szacunek dla siebie, swojego zawodu i o to, by do szkół przychodzili uczyć najlepsi.

Chciałbym, żeby nauczyciele wytrzymali, żeby się nie dali zmanipulować ministerialnym kanciarzom, którzy właśnie zwijają manatki z nadzieją na Brukselę. Co się stanie, jeśli w maju nie dojdzie do egzaminów maturalnych? Stanie się źle. Ale jeśli strajk zakończy się triumfem PiS, to będzie jeszcze gorzej. Nie zazdrościłbym naszej partii rządzącej takiej wygranej. Przed oczami wciąż mam te tysiące kwiatów, wiwatów i gratulacji, gdy Beata Szydło wracała zwycięsko z wyborów szefa Rady Europejskiej z rezultatem 1:27.

Polityka 16.2019 (3207) z dnia 16.04.2019; Felietony; s. 113
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną