Przypomnijmy: tzw. taśmy Kaczyńskiego to nagrania, które „Gazeta Wyborcza” ujawniała stopniowo od 29 stycznia. Jej bohaterami są przede wszystkim Jarosław Kaczyński i austriacki biznesmen Gerald Birgfellner, spowinowacony z prezesem. Ich rozmowy dotyczyły planowanej budowy dwóch wieżowców na terenach należących do spółki Srebrna, tworzącej finansowe zaplecze partii. W budynkach obok siedziby Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego miały się znaleźć apartamenty i hotel. Kompleks miałby zabezpieczać finansowo PiS na wypadek utraty władzy, a wraz z nią choćby mediów należących do państwa.
Taśmy Kaczyńskiego i jego bezkarność
Miasto nie wydało pozwolenia na budowę, w związku z czym prezes zablokował wypłatę wynagrodzenia dla Austriaka za prace wykonane przez jego firmę (w tym za projekt wież). Od tego czasu Birgfellner, podejrzewając, że pożegna się z zapłatą, zaczął prezesa nagrywać. Kaczyński obawiał się strat wizerunkowych, jakie mógłby ponieść, gdyby opinia publiczna dowiedziała się o jego biznesowych planach. Do tej pory uchodził wszak niemalże za eremitę, a dowodem na to, że nie przywiązuje wagi do pieniędzy, była np. krążąca od ponad dekady anegdota o tym, że nie posiada konta w żadnym banku.
Czytaj także: Ile kosztuje Jarosław Kaczyński?
Na tym etapie zarzuty, które można było postawić Kaczyńskiemu, to oszustwo względem Birgfellnera.