Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Niespodziewana lekcja z pożaru

Czy w tej sytuacji katedra Notre Dame w ogóle mogła się nie spalić?

Pożar katedry Notre Dame to był widok fascynujący i przerażający zarazem. Wielka czerwona pochodnia w środku miasta i odsunięty o 300 m, wciąż powiększający się tłum paryżan i turystów, którzy przyglądali się zagładzie katedry w rozpaczliwej ciszy (tylko polska telewizja wyłowiła jakąś grupkę śpiewającą nabożne pieśni). Była to martwa, przejmująca cisza, co podkreślali wszyscy sprawozdawcy. Ludzie stali jak porażeni. Przeciągły jęk wyrwał sie tylko wtedy, kiedy runęła iglica (tak popularnie określało się sygnaturkę Notre Dame). Budowa paryskiej katedry została postanowiona przez króla Ludwika VII. Przeszedł on do historii Francji właściwie tylko dzięki replice, jakiej udzielił pyszniącemu się posłowi angielskiemu Gautierowi Mapowi, archidiakonowi Oxfordu: „Różne są bogactwa królów. Władcy Indii mają szlachetne kamienie, tygrysy i słonie. Cesarz Bizantyjski i królowie Sycylii szczycą się swoim złotem i jedwabiem.

(...) Cesarz Rzymski, czyli Niemiecki ma wojowników i konie bojowe. (...) Twojemu Panu – królowi Anglii nie brakuje niczego, ma i wojowników i konie i jedwabie i szlachetne kamienie, owce, bydło – wszystko! – My, we Francji, nie mamy nic oprócz chleba, wina i radości życia (la pain, le vin et la gaite)”. Francuzi przejęli te słowa i uznali za swoje. Podobnie „adoptowali” wznoszony przez Ludwika VII kościół. Nie jest on we Francji ani najważniejszy (sakry królewskiej dokonywano w Reims), ani największy spośród gotyków, ani zapewne najpiękniejszy. Ale jak chleb, wino i radość życia stał się swój, bliski. Jest częścią najintymniejszej francuskości. O tym też mówili w blasku pożaru francuscy telewizyjni sprawozdawcy i nagabywani przez nich szarzy ludzie z tłumu. Czasem było to artykułowane topornie, czasem przez łzy, co tylko uwypuklało intencję i rozpacz.

Polityka 17/18.2019 (3208) z dnia 23.04.2019; Felietony; s. 144
Reklama