To pierwszy od wejścia Polski do NATO rozdźwięk polskiej polityki modernizacyjnej z oczekiwaniami, potrzebami i wymaganiami sojuszu, ujawniony w taki sposób. Nigdy wcześniej nie zdarzało się, by w publicznych wypowiedziach jakiś dowódca sojuszniczy kwestionował kierunek zmian przyjęty przez MON. Tymczasem goszczący w Polsce w kwietniu szef dowództwa morskiego NATO wiceadmirał sir Clive Johnstone w wykładzie na otwartej konferencji, w wywiadzie prasowym i w rozmowie z szefem BBN alarmował, że brak inwestycji w pełnowartościowe siły morskie to błąd.
Czytaj także: Kto się boi fregat?
Nieodzowna i nieusuwalna Marynarka Wojenna
Admirał Johnstone najpierw pojawił się w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Wziął udział w konferencji poświęconej bezpieczeństwu morskiemu, ale odwiedził też centrum operacji morskich i przeniesiony w zeszłym roku tutaj z Warszawy inspektorat Marynarki Wojennej, o którym MON mówi: „dowództwo”. I tu miał miejsce pierwszy sygnał, że opiewany jako sukces powrót morskiego sztabu do Gdyni może przynieść więcej szkody niż pożytku. Admirał mówił bowiem, że Marynarka Wojenna nie powinna celebrować swojej odrębności, a szukać porozumienia i łączności z innymi rodzajami sił zbrojnych. Że izolowanie się to robienie sobie wrogów. Że tylko włączanie sił morskich w myślenie i planowanie całości operacji obronnej, wraz z siłami lądowymi i lotnictwem, sprawi, że Marynarka Wojenna stanie się nieodzowna i nieusuwalna.
Jeszcze dalej poszedł brytyjski oficer marynarki (Wielka Brytania nie tylko gości kwaterę sojuszniczego dowództwa morskiego w Northwood na obrzeżach Londynu, ale tradycyjnie obsadza w nim kluczowe stanowiska) dwa dni później, gdy w Warszawie spotykał się z szefem BBN Pawłem Solochem.