Posłom nie spieszy się do uregulowania prawa o prowadzeniu kampanii w internecie, choć już osiem miesięcy temu PKW zwracała uwagę, że powinni się tym zająć (rozmowa z byłym szefem PKW Wojciechem Hermelińskim w dalszej części numeru). Jednak politycy na tej samowolce korzystają. Facebook pod polityczną presją wywołaną m.in. przez Parlament Europejski w połowie kwietnia udostępnił na terenie całej UE narzędzia, które dają lepszy wgląd w to, kto i za jakie pieniądze przekonuje do poparcia danego polityka lub zniechęca do głosowania na niego. Teraz, żeby wykupić polityczną kampanię promocyjną, trzeba przejść autoryzację, przy której wymagany jest dokument tożsamości (nikt spoza Polski nie może już płacić za promowanie postów politycznych w naszym kraju). Jest też opcja sprawdzenia, kto zapłacił za reklamę, jaki budżet na nią wydał, do kogo ją adresował (płeć, wiek), w którym miejscu i do ilu osób dotarła. FB zachęca, aby zgłaszać do niego reklamy o treściach politycznych, do których nikt się nie przyznaje – będą usuwane.
Sprawdziliśmy, ile największe komitety wydały na kampanie na FB przez tydzień do poniedziałku 20 maja. KE – ponad 127 tys. zł (z tym, że w koalicji jest aż pięć partii). I tak: reklama, w której opozycja przypomina, że Stanisław Piotrowicz „bronił swoimi wypowiedziami księdza z Tylawy skazanego za pedofilię”, skierowana była głównie do mężczyzn w wieku od 35 do 64 lat. A post „Poznaj kandydatów KE w Warszawie” promowany był w większości wśród kobiet w wieku 35–64 lata (budżet do 5 tys. zł). Natomiast reklamę „Termin oczekiwania do specjalisty nie dłuższy niż 21 dni” zaadresowano w większości do kobiet w wieku od 55 lat, bo według KE to właśnie panie są tym tematem najbardziej zainteresowane.