PAWEŁ RESZKA: – Dziś PiS triumfuje, ale przed samymi wyborami nastroje w partii nie były tak entuzjastyczne. Liczyli najwyżej na remis plus.
JAROSŁAW FLIS: – Widać to po tekstach sympatyzujących z władzą tygodników – pisanych, zanim były znane wyniki. Dominuje przekaz: „jest ciężko, ale ciągle mamy szansę”.
Dlaczego się odwróciło?
Nie było jednego impulsu. Jeden z nich polega na tym, że mobilizacja antypisowska okazała się słabsza, niż się spodziewano. Wybory do Parlamentu Europejskiego to jednak nie jest walka o realną władzę. W wyborach samorządowych o realną władzę chodziło, więc więcej ludzi to ruszyło.
Tylko że tak samo mogli pomyśleć wyborcy PiS. Ale oni się zmobilizowali i nie odpuścili.
Wyborcy w tej części kraju, gdzie silniejszy jest PiS, większą wagę przywiązują do ekspresji. Widać to w wyborach prezydenckich. W większych miastach frekwencja była nieco większa w głosowaniu do Sejmu niż na prezydenta. A na wsi odwrotnie. Głosujemy na człowieka, kogoś, kto będzie „rządził”. Poza tym ma się poczucie wpływu: „mój głos w Biadolinach czy Ciepłowodach jest tyle wart, co głos w Warszawie”. W Sejmie to bardziej skomplikowane.
Kampania PiS była przemyślana
Wydarzenia w trakcie kampanii korzystnie układały się raczej dla Koalicji Europejskiej. Mord na prezydencie Adamowiczu mógł mobilizować elektorat, wzmagać poczucie zagrożenia. Afery ze Srebrną, historia działki Morawieckiego – wkurzyć na władzę.