Przypomnę dwa głośne ostatnio przypadki. Wkroczenie policji o szóstej rano do mieszkania Elżbiety Podleśnej odbiło się echem na całym świecie, jako trudne do uwierzenia kuriozum. Zauważono i to, że całą historię z satysfakcją relacjonował na Twitterze szef MSWiA. To pozwala sądzić, że akcję policji inspirowała władza polityczna. Rewizja, zatrzymanie komputera, telefonu i nośników cyfrowych, transport na komendę do innego miasta, odbieranie bielizny, przetrzymanie przez wiele godzin i grożenie zatrzymaniem – wszystko to z powodu ewentualnej obrazy uczuć religijnych przez rozwieszenie plakatów z Matką Boską Częstochowską w tęczowej aureoli.
Na razie nic takiego nie spotkało jeszcze kilkorga uczestników niedawnego Marszu Równości w Gdańsku: przebranego na biało mężczyznę niosącego serce w koronie, w które wpisana była wagina, i kobiet w tęczowych aureolach, które trzymały wstążki przyczepione do serca. Ale jest już doniesienie o obrazie uczuć religijnych: dopatrzono się parodii procesji w Boże Ciało.
Prawne wyrostki robaczkowe
Polska nie jest w Europie odosobniona, jeśli chodzi o istnienie przepisu chroniącego religię za pomocą prawa karnego. 60 proc. krajów Rady Europy penalizuje albo obrazę religii, albo uczuć religijnych. Choć w różny sposób, np. jako rodzaj mowy nienawiści czy przestępstwa przeciwko porządkowi publicznemu. Z krajów unijnych takiego przepisu nie ma tylko we Francji, Szwecji, w Luksemburgu, na Malcie, w Belgii, a także w krajach byłego bloku socjalistycznego.
Tam, gdzie są takie przepisy, są one reliktowe. Czyli czymś w rodzaju prawnego wyrostka robaczkowego, pozostałości po czasach ostrych napięć religijnych, które przy pomocy prawa karnego próbowano temperować. Jest też echem prawa kanonicznego, gdzie karze się bluźnierstwo, czyli zamach na religię i jej atrybuty.