Anna Zalewska zostawiła ustrój szkolny mniej więcej w takim samym rozgardiaszu, jaki w ustroju państwa panuje pod rządami PiS, a propozycje ZNP zniknęły w zgiełku kampanii wyborczej. Model kształcenia polskich dzieci i młodzieży wymaga namysłu i rewizji, ale nie w postaci ustanowienia jednolitego wzoru edukacji i wychowania, lecz dostosowania oferty oświatowej do zróżnicowanych wymagań uczniów i ich rodziców.
Po podpisaniu przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego deklaracji o przeprowadzeniu w stołecznych szkołach lekcji tolerancji dla osób i środowisk LGBT wybuchła awantura, a coraz więcej lokalnych samorządów podejmuje uchwały o wyeliminowaniu z podlegających im gmin i województw „ideologii LGBT”. Strajk nauczycieli wywołał debatę o ustroju szkolnym, ale także głęboko podzielił społeczeństwo.
Jedni więc pragną szkoły obwieszonej krzyżami i zawierzonej Matce Boskiej, z katechezą i wielodniowymi rekolekcjami, a inni – świeckiej, bez religijnej indoktrynacji i katolickiej obrzędowości. Ci chcą wychowania patriotycznego, a tamci – edukacji etycznej. Więcej wiedzy teoretycznej albo kształcenia praktycznego. Przygotowania do życia zawodowego (dobrych pracowników) lub społecznego (dobrych obywateli). Uczącej posłuszeństwa i dyscypliny czy kształtującej krytyczne myślenie. Dla jednych spełnieniem ideału wychowawczego jest przystąpienie dziecka do kółka różańcowego, dla innych uczniowski wolontariat w organizacji wspierającej dyskryminowane mniejszości.
Nie da się tych i wielu innych sprzecznych oczekiwań spełnić, dlatego każdy rodzic powinien móc posyłać swoje dzieci do takiej szkoły, jakiej dla nich pragnie. To wymaga rezygnacji z jednolitego modelu państwowego szkolnictwa. Placówki oświatowe powinny być prowadzone przez różne instytucje, organizacje, stowarzyszenia, a kontrolowane tylko w zakresie elementarnych wymogów bezpieczeństwa.