Projekt zawiera m.in. wytyczne dla urzędników dotyczące kryteriów decyzji przyznawania zgody na obywatelstwo czy stały pobyt w Polsce. Jego autorem jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Resort przyznaje, że do 2030 r. będzie brakować 4 mln pracowników. Już teraz szacuje się, że w przemyśle, budowlance czy transporcie nie ma chętnych do pracy na kilkuset tysiącach stanowisk. Nic to jednak. Ideologia i potrzeby wyborczej propagandy powodują, że gabinet Mateusza Morawieckiego – kreowanego na męża stanu, Europejczyka i gospodarczego pragmatyka – chce dopuszczać jedynie krótkotrwałe zatrudnianie cudzoziemców. Co więcej, tych tylko, którzy pochodzą z państw zbliżonych kulturowo do Polski, oczywiście wedle kategorii lansowanych przez obecną władzę. No i nie ma mowy, broń Boże, o sprowadzaniu pracowników na stałe z rodzinami.
Sądząc po projekcie, niezbędnych gospodarce pracowników rząd chce szukać głównie wśród Polaków: długotrwale bezrobotnych, nieaktywnych zawodowo osób w wieku 50+, tych, którzy za lepszym życiem wyjechali na Zachód (że niby przynajmniej część zatęskni za ojczyzny łonem…). Na ojcowiznę mają wrócić też repatrianci wywiezieni dekady temu na Wschód. A raczej ich dalecy potomkowie.
Czytaj także: Milion Ukraińców w Polsce. Kim są? Gdzie pracują?
„Jednolite narodowościowo polskie społeczeństwo”
Jak relacjonuje „Rzeczpospolita”, ludzie Morawieckiego (czyli de facto Kaczyńskiego) z jednym trafili. Otóż resort spraw wewnętrznych dowodzi w projekcie, że „w jednolitym narodowościowo polskim społeczeństwie potrzeba zrozumienia i akceptacji cudzoziemców występuje w ograniczonym zakresie, bo bywa, że wnoszą oni nie zawsze zrozumiałe elementy obyczajowe, odmienne od naszej tradycji, kultury, wartości, historii i religii”. Bo owszem, taki pogląd – w różnych, czasem mniej oględnie formułowanych wariantach – zdaje się dominować w głowach Suwerena. Nie mają w tej sytuacji znaczenia socjologiczne analizy o szybszym rozwoju gospodarczym i cywilizacyjnym krajów różnorodnych narodowościowo, a więc i kulturowo.
Czytaj więcej: Kurierzy z Indii
Cudzoziemcy zatrudniani na czarno
Wszak jeśli Suweren chce zatrudniać cudzoziemca, to najczęściej na czarno, na upokarzających warunkach (noclegi, posiłki itd.) i za stawkę dużo niższą niż dla rodaka, choćby był on wiecznie napitym żulem. Symbolem – tyleż przerażającym, co tragicznym – takiego podejścia jest ujawniona właśnie historia bizneswoman (a więc niby przedstawicielki będącej nadzieją kraju klasy średniej) z Wielkopolski Grażyny (znowu jakiś symbol?) F., która zatrudniała w swojej stolarni cudzoziemców na czarno. Kiedy jeden z nich zasłabł, nie pozwoliła wezwać pomocy, a gdy zmarł… wywiozła ciało i porzuciła w lesie. Jak śmieci.
Jeśli podejrzenia wobec Grażyny F. się potwierdzą, jej czyn będzie skrajnym świadectwem chciwości, bezduszności, tępoty, ale też dowodem niebywałego poczucia wyższości nad – w tym przypadku – Ukraińcami.
Tę zaś narodową butę od lat podsyca i krzewi wśród tzw. Suwerena władza PiS i podobne środowiska. Służyć ma do tego m.in. ideologia polityki migracyjnej, wyłożona jasno w ujawnionym przez „Rzeczpospolitą” dokumencie. Równocześnie dokument ten w służbie politycznej gry i pozyskiwania elektoratu idealnie schlebia poglądom tegoż Suwerena. W ten sposób koło narodowych urazów i niechęci się domyka. I w niebywale szybkim tempie się nakręca.
Czytaj więcej: Jak PiS rozdaje dumę