Nareszcie otworzyły się jakieś drzwi i trochę pokrzepiającego wiatru wpadło w duchotę przedwyborczych kłamstw. Szerzej, szerzej te drzwi, byśmy poczuli, że jest szansa. Chodzi mi oczywiście o „sześciopak” Grzegorza Schetyny. Przez cztery lata PiS dokonał takiej demolki we wszystkich dziedzinach życia, że powrót do normalności wydaje się tak trudny jak zdobycie K2 zimą. Ale próbować trzeba – przywrócić ład prawny i zadbać o człowieka od jego narodzin do późnej starości. Żeby uczył się samodzielności, odwagi i wolności myślenia, a nie wkuwania ideologicznych sztanc. Żeby wiedział, że gdy państwo daje mu 500 zł, to nie po to, by odebrać 800. Publicystyką o ochronie zdrowia w Polsce można już zapełnić całą bibliotekę. Niestety, pisanie jeszcze nikogo nie uzdrowiło. Schetyna jakąś obietnicę musiał więc złożyć. Trzy tygodnie na wizytę u specjalisty, a na SOR pomoc lekarska w godzinę? To już nie tylko K2, ale całe Himalaje. Przepełnione szpitale z resztką personelu, które bronią się jak Westerplatte przed PiS, są dla chorych niczym najczarniejszy sen. Morawiecki chełpi się, że zwiększa nakłady na służbę zdrowia. Jak zwykle kłamie. To są nasze pieniądze z coraz wyższych składek. On to wie. Wie też, że przybywa chorych na nowotwory i są oni poddawani przestarzałym terapiom. Ale rząd właśnie znalazł świetną receptę na brak leków w aptekach – uruchomi infolinię. Wyobrażam sobie te rozmowy. – Dzień dobry, dzwonię ze Szczecina, gdzie mogę kupić lek na cukrzycę? – Już panu mówię: dwie apteki w Przemyślu mają jeszcze niewielki zapas.
Czy Polak musi przez całe życie oddychać smogiem z rosyjskiego węgla i opon palonych w starych piecach? Na razie musi, ale nie powinien. Zwłaszcza że od tej trucizny umiera już u nas co roku 45 tys. osób. Schetyna ma tu ambitny plan: do 2040 r.