Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Strach polski, strach żydowski

"Ja już się wdrapałem na szczyt tej piramidy akademickiej i nie muszę zabiegać o więcej." Fot. Maria Zbaska / REPORTER
O książce 'Strach' Jana T. Grossa zrobiło się głośno jeszcze przed ukazaniem się jej na polskim rynku (premiera 11 stycznia). My pisaliśmy o niej już półtora roku temu. Przypominamy Państwu wywiad z jej autorem. Tekst ukazał się w lipcu 2006 roku, w 28. numerze 'Polityki'.



Adam Szostkiewicz: Tytuł książki brzmi „Fear”, strach. Kłopot w tym, że pan dopiero pracuje nad polskim przekładem, którego możemy się spodziewać w przyszłym roku, nakładem Znaku. Większość czytelników tej rozmowy nie zna książki, za to mogła się już zetknąć z pierwszymi recenzjami i interpretacjami, także takimi, których autorzy nawet nie czytali pańskiej pracy, a mimo to już mają o niej wyrobione zdanie. Czy zgodzi się pan, jeśli powiem, że tematem książki są w istocie dwa strachy – żydowski i polski?

Tomasz Gross: Oba strachy są obecne w doświadczeniu tej epoki i oba strachy są obecne w tej książce. One są ze sobą splecione.

Wszyscy pamiętamy pańskich „Sąsiadów” i dyskusję, jaką ta książka wywołała – może największą po wojnie na temat stosunków polsko-żydowskich i antysemityzmu w Polsce. Wydawałoby się, że temat został wyczerpany. Dlaczego pan do niego wraca w „Strachu”? „Sąsiedzi” to epizod w historii stosunków polsko-żydowskich, który dowiódł, że istnieje zapotrzebowanie społeczne na takie książki. Napisałem teraz książkę o antysemityzmie, który się objawił w polskim społeczeństwie i doświadczeniu ludzi tu mieszkających, także Żydów, po wojnie. Praca o sąsiadach nie wyczerpuje kwestii.

Pisze pan w „Strachu”, że to książka historyczna, a nie przypowieść moralna.

Reklama